U mnie lato, Na zewnątrz jakieś + 40 C (co ja uwielbiam), szkoła
się kończy, cud miód.
A ja w domowym więzieniu.
Pan Boski przysyła mi smski treści „Ostatnie dni w
słonecznej Andaluzji muszą być słodkie”. Mnie wyskakuje piana na usta, a on ma
szczęście, że z racji odległości mam ograniczoną możliwość walnąć go w
poniemiecki czajnik. Bo ja robie co? Próbuje się uczyć. Zostały mi jeszcze 3
może 4 egzaminy i całe 6 dni. Używam słońca jak cholera!
Pierwszy w historii przypadek powrotu z południa Hiszpanii
w kolorze zbliżonym do niedzielnego obrusa.
Zupełnie biała to nie jestem, bo wcześniej parę promyków
mnie dopadło, ale zdecydowanie nie powrócę w barwie wakacyjnej, zwłaszcza
uwzględniając moją ha ha „oliwkową” karnację.
Aktualnie produkuję sobie jakąś paszę a potem odmarsz do
teorii rozwoju etapowego (la teoría de las etapas de crecimiento) Idę mieszać
(paszę), bo znów będzie marudzenie, że wróciłam jeszcze chudsza, a wcale nie,
złudzenie optyczne. Siostra może potwierdzić, że od jedzenia generalnie nie stronię.