Szkolenie
skonczylo sie ok. 16:00. Postanowilam nie wracac do pracy, bo sama droga z
banku do pracy zajmuje okolo godziny. Zrobilam pyszny, dwudaniowy obiad,
pogadalam z Ksiezniczka i ogladalam francuski serial typu: “Kobieta – Detektyw”.
O 19:15 zaczal sie dziennik, a Pan Boski marudzil tak bardzo, ze postanowilam
udac sie do pokoju obok. Rezygnujac z ogladania ostatnich 10 minut filmu, co
zawsze przprawia mnie o biala goraczke. Przezornie zahaczylam o szczoteczke do
zebow, zmienilam ubranko na “sukienke do spania” i bardzo dobrze, bo wstalam
dzisiaj o 6:15, obudzona budzikiem do pracy.
Chyba sie
troche wyspalam. Pozytywnie. Powoli moje zycie zaczyna ograniczac sie wylacznie
do niekonczacej sie pracy a to jednak nie jest moim marzeniem. W czasie trwania
szkolenia dzwonili do mnie z firmy chyba 6 razy. Kazdy mial jakis wiekopomny
problem. Bardzo sie martwia o klientow, szkoda ze tylko w ten sposob, ze do
mnie dzwonia, albo daja numer klientowi, ktory dzwoni do mnie na szkolenie.
Przed moim
nieplanowanym udaniem sie na spoczynek, Pan Boski obliczyl, ze jesli chemy miec
rozsadne mieszkanie i nie splacac go do konca zycia, musily pozbyc sie marzen o
wlasnym potomstwie i adoptowac 10-15 letnie dziecko. W ten sposob ja tez bede
chcodzila do pracy i mieszkanie uda sie splacic. Pogratulowalam mu dobrych
pomyslow. Chyba jednak, z ciezkim sercem, zgodzi sie na powicie.
Trzy glebokie
oddechy i zanurzam sie w wir walki. Dzisiaj zamierzam pracowac do 17:30 a potem
uciec przez nieotwieralne okno. Zla wiadomosc dla mego pracodawcy: TAM GDZIE
JADE NA WEEKEND NIE MA DOSTEPU DO INTERNETU A I SYGNAL W KOMORCE DOSC SLABY!!!