…to sobie
wymysle.
Aktualnie
zastanawiam sie nad nastepujacymi wariantami mojej przyszlosci:
–
zostac
w Pradze i nic (czytaj: bez zmian)
–
zostac
w Pradze, olac lub troche olac prace i dokonczyc doktorat
–
zostac
w Pradze i powic potomka (pozytywne: ucieczka z pracy, podwarianty z mezem lub
Panem Boskim bez zmian)
–
powrocic
do Polski i zamieszkac u siebie w domu
–
powrocic
do Polski i zamieszkac nad morzem
–
pojechac
do XXX popomagac troche (jako nauczycielka czy pseudo-pielegniarka czy cos
takiego), a w ten sposob odlozyc powazniejsze decyzje (ten wariant moglby sie
skonczyc wydziedziczeniem przez Siostre)
–
pojechac
w jakies bogatsze szerokosci geograficzne i pozarabiac troche, dla odmiany
itd.
Bo mam
wrazenie, ze w moim zyciu nie zmienia sie nic. Poza tym, ze zmenilam prace na
bezpieczniejsza, ale bardziej stresujaca, co wcale mnie nie cieszy.
W zwiazku z
brakiem zmian, bo bardzo udanym weekendzie, postanowilam sie poobrazac na Pana
Boskiego. Nie wiem czy zauwazyl, bo zanim mysl obrocilam w czyn… usnelam.
Ostatnimi czasy, najpozniej okolo godziny 24:00 baterie wybijaja mi sie do
zera.
A teraz juz
znowu jestem w pracy. Neverending story.