EKIERKA W SUKIENCE

Przebrala sie
miarka. Wewnetrzna miarka w mojej glowie. Ostatnia godzine pracy spedzilam
wczoraj w krokodylich lzach i oczywiscie z czerwona !!!! buzia. Wlasciwie nic sie
nie stalo. Ale… informatycy nie zdarzyli przygotowac programu do testow na
takim poziomie, zeby przeszlo glatko wiec chyba nie bede mogla pojechac na
Wszystkich Swietych, co mnie martwi strasznie bardzo (mysle nad pojechaniem na
1 dzien… co oznacza 2 noce w pociagu). Ubezpieczalnie dostaly fiola i przestaja
sie im podobac dokumenty, ktore sami nam dali jakies dwa tygodnie temu, co
oznacza kolejne programowanie. Do tego Pan Boski z entuzjazmem zgodzil sie,
zeby spal u nas wczoraj kolega, ten sam, ktorego nie chcial klopotac w zwiazku
z przeprowadzka. Bo biedak nie ma gdzie spac w Pradze (mieszka tu jego brat!).
U nas balagan jak po ataku kosmitow, a tamten MUSI u nas spac. Przyjaciel. A w niedziele by mu rece odpadly??? Wszystko razem
doprowadzilo do spazmow. Wyrozumiali koledzy z pracy “nie zauwazyli”, ze wygladam jak burak i lkam. Dziekuje.

Wieczorem
zaczelo sie sprzatanie. Ja ulozylam wszystkie ksiazki, jedzenie, talerze,
zostaly tylko ubrania. Przedtem umylam szafki oczywiscie (bo to syf straszny wg. Pana Boskiego)

Pan Boski
wymyl lodowke w asyscie kolegi. Wieczorem byl z siebie bardzo dumny ile
zrobilismy. W tym momencie musialam sie zaczac smiac.

Dzisiaj
jest lepiej. Ide na jakies szkolenie i chyba jednak wyrusze w 30 godzinna podroz, zeby
polozyc kwiatki na grobie Mamy. Mowila, ze bede ryczec jak jej nie bedzie.
Mowila. I wyjatkowo miala racje.

Leave a comment