Boze ile lat temu sluchalam tej piosenki po raz pierwszy. Ile razy mi pomogla mysl o tym, ze wszystko przemija, zapomina sie to najgorsze i niestety czesto to najlepsze.
Siedze przy komputerze, bo po raz 1726 Pan Boski zjebal mnie bo nie wykonalam polecenia. Rozkaz byl prosty, po obiedzie mam posprzatac razem z nim. Gdyby zaczal sprzatac to bym mu pomogla, ale po Dziadku Stachu odziedziczylam fanatyczna wrecz niechec do spelniania rozkazow. Nie znosze jak ktos mi mowi co mam robic. I kiedy mam to robic. Nie znosze, nie nawidze i nie bede, za zadna cene.
Jak powiedzialam, ze nie, okazalo sie… no co sie moglo okazac? ze jestem smierdzacym leniem. Bo ja nie chodze do pracy a on owszem. Ze obiad sie sam nie zrobil? Ze mieszkanie nie posprzatalo? Pranie nie wypralo? No moze nie samo, ale on byl w pracy a ja caly dzien tutaj, wiec jestem smierdzacym leniem.
Dlaczego tak trudno zrozumiec, ze zrezygnowanie z pracy, pomimo wszystkich okolicznosci nie bylo dla mnie latwe? Ze bylam, pomimo wszystkich bledow, cholernie dobra w tym co robilam a ludzie mnie lubili. I odeszlam miedzy innymi dla niego. Ze nie chce mi sie walczyc o pozycje dla odmiany na Slowacji bo On robi kariere. Nie chce mi sie nieustanie bronic, przed nim i wlasnymi myslami.
Jesli to jakas tajemnica to ja napisze duzymi literami: NIE JESTEM IDEALNA. JESTEM LENIWA. JESTEM BALAGANIARZEM mam jeszcze fure innych wad ale pro Boha chyba mimo wszystko zasluguje na szacunek. Nie chce mi sie ciagle nieustannie udawadniac ze nie jestem najgorsza. I ze walcze o swoje nie dlatego, ze bede miala okres albo jestem wariatka, mimo iz miewam okresy i bywam wariatka. Nie mogl by mnie ktos kochac taka jaka jestem? Taka zla? Takiego smierdzacego lenia, prosze….