TOWARZYSTWO WZAJEMNEGO DOBIJANIA

Towarzystwo ma bardzo niewyszukany sklad: ja i ja. I jeszcze czasem ja + goscinne (acz dobijajace) wystepy Pana Boskiego.

Wstalam o 8:40 (dzis troche pozniej, bo PB niemilosiernie chrapal), zapakowalam zmywarke, wykapalam sie, wyszorowalam prysznic, posprzatalam lozko itd itd.
Potem przyszlam gapic sie na internet.
Poogladalam rozne programy MBA i doszlam do wniosku, ze jestem za cienka zeby dac sobie rade. Czyli zalamka.

Przejrzalam katalog biblioteki szkolnej i tak mnie znudzil, ze moja motywacja nie przymknela na bialym koniu, zeby mnie jednak uchornic przed sama soba. Kolejna porazka.

Pogadalam przez skypa z moim starym madrym Szefem, ktory ladnie mi wytlumaczyl, ze zmiany ktorymi przychodze w naturalny sposob oznaczaja niepokoj. Tak tak powiedzialam, bo wiem, ze ma racje i nadal jestem bliska poszukiwania wlasciwego dla mnie domu wariatow.

W zasadzie chodzi o to, ze czuje sie jakbym byla tutaj tylko przejazdem. Kupilam kwiatki, wszedzie jest ladnie. I przed soba i swiatem udaje, ze akceptuje sytuacje, ale jednak czegos (??!!) mi bardzo (ku-va strasznie) brakuje.

Jest mi dobrze jak jestem sama, ale czasem mam taka wielka potrzebe, zeby ktos przyszedl i zatulil mnie na smierc (PB odpada, ze wzgledu na chorobe kregoslupa jest umiarkowanie tulliwy) a najlepiej powiedzial: Kochana tutaj masz projekt, musisz uratowac swiat za 3 tygodnie. No i ja bym poleciala…

Moja lewa polkula apeluje do calej reszty mnie zebym natychmiast rzucila sie w wir dowolnie debilnej pracy, bo tylko praca daje szczescie. Ore et labore.

Praktywczna czesc mnie mowi: nie wykonuj nieskoordynowanych ruchow. Wszystko zawsze dobrze sie konczy, ciesz sie wolnoscia.

Prawa polkula marzy o wielkiej przygodzie. Ktora jak wykazuja dane empiryczne (badania przeprowadzone na agradablach, sztuk 1) zawsze predzej czy pozniej przychodzi (zwykle pozniej, niestety).

Dobre kolezanki mowia: zrob sobie dzidziusia. Stara jestes, juz czas. A ja nie chce zostac mama z nudow i braku pomyslu na co dalej (o co podejrzewam wiele z moich znajomych, ale pss)

Inne dobre kolezanki mowia: rozwiedz sie. Nie masz dziecka to zrob cos z soba, Pan Boski to dran. A ja sobie mysle, ze to rozwiazanie zaliczane do dzialu: nieskkordynowanych, ktore zwykle nie wychodza mi na dobre.

Tu i tam do rozmowy wlacza sie Pan Boski, jak to facet, z szeregiem dobrych rad, ktore maja jedna wade: badz sa wygodne dla niego nie dla mnie i/lub wymagaja zeby pewne decyzje byly juz podjete. A one nie sa, bo gdyby byly Panie Boski Mily, to ja bym sie z radoscia zajela realizacja i biegala po laczce jak przeadrenalinowany jelen.

Tak wiec trwam. Siedze w palacu pod chmurkami i odliczam dni do dnia, ktorego daty nieznam kiedy znowu pofrune.
Bo ja czasem latam. Nie pisalam? Fruwam jak mam wrazenie, ze robie cos co ma sens. Jak mysle, ze moja obecnosc "makes a difference".

Z moim aktualnym stanem duszy nie jestem za cienka tylko do gotowania. o lataniu nie ma mowy. Wiec ide gotowac minestrone.

Leave a comment