dla paniczek domowych…
Wieczorem skonczylam "Jak zabit manzela (a dalsi sikovne tipy pro domacnost)" K. Lettove, teraz jestem na 89 str. "Hanby" Coetzee.
Niebo i ziemia. Gdybym miala kiedys napisac ksiazke bardzo chcialabym pisac jezykiem podobnym do Coetzee. Jasno, przejrzyscie, zwiezle. Temat "Hanby" jest przygnebiajacy a ja ostatnio staram sie przegladac wesola literature, ale najwyrazniej Coetzee mozna czytac dla samego jezyka. Lubie pisarzy, ktorzy nie uzywaja zbyt wielu slow. Normalny czlowiek nie uzywa miliona przymiotnikow, zeby wyrazic swoje emocje. Zostawiaja przestrzen na mysli.
Ksiazka Lettove, choc w zasadzie adresowana mnie – gospodyni domowej, az tryska (wymuszonym) humorem. Kazde zdanie jest tak zabawne, ze czytelnik nie wie czy ma teraz odlozyc ksiazke i chwile sie posmiac czy czytac nastepne i znowu wybierac perelki. Innymi slowy: mozna lubic bita smietane, ale nikt nie zje jej 5 litrow. Czyli swietna chalturka, da sie.
Z wiadomosci domowych: za oknem swieci slonce, kupilam kwiatuszky (ktore widac na przylaczonym obrazku). Ugotowalam przepyszna zupe kalafiorowa i tocze ze soba wojne, zeby nie zjesc jej calej przed przyjsciem Pana Boskiego ok godziny 18.