w sobote odbyl sie doroczny zjazd Boskich po kadzieli. Byla Mama Boska z nami, brat Mamy Boskiej z Synami +, Siostra mamy Boskiej z rodzina+ Razem: 13 osob + jedna osoba w burzuszku kuzynki.
Program byl dlugi. Boscy dotarli ok 12:15 bylismy na obiedzie, kupic prezenty a nastepnie na dlugiej inspekcji w nowym mieszkaniu kuzyna. 13 osob w malym mieszkanku, chyba 3 czy 4 godziny. Odmowilam wspolpracy w kwestii wspolnego spaceru po lodowej Pradze i paslam sie samodzielnie w izolowanym mieszkaniu.
O 20:15 spotkalismy sie w miescie na kolacji. Wszyscy zjedli szparagi z czymstam a potem kazdy wybral danie glowne, ktore odpowiadalo mu najbardziej. Ja niestety tez. W moim wypadku byl to steak ze slonina i opieczonymi jarzynami. Nie wiem kiedy zjem steaka ponownie.
Po powrocie do domu ok. 24 zaczal mnie bolec brzuch. W nocy spalam tylko chwilami, pierwsza polowe niedzieli spedzilam na wycieczkach do i z WC. ok 13 znowu przelecialo stado Boskich, tym razem do nas – zobaczyc nowe zaluzje, ja w tym czasie lezalam na kanapie jak szmatka. W drosze do Bratyslawy (musze byc tutaj pol dnia dzisiaj) zatrzymywalismy sie tylko 3 razy, bo wpadlismy na to, ze moze Coca Cola troche zlagodzi moje intensywne trawienie. Zlagodzila. Po 3h bylam nawet wstanie zjesc 5 dzdzownic Haribo. I to wszystko co zjadlam od soboty, ale przynajmniej przybytek odwiedzam nie czesciej niz raz na godzine.
Dzias pracuje z domu. A o 16… wiadomo, pociag i jade do Pragi. Nie wiem jak sie tam doczalgam.