W pelnym skladzie (czyli Siostrunia z rodzina + my) zaatakowalismy wczoraj Dziabla i jego Anilka w Budapeszcie. Nie bede pisac co widzielismy, bo to moze zobaczyc kazdy. Ale co jedlismy!
Na powitanie zupa pomidorowa i cos w rodzaju bograczu. Zupa pomidorowa byla tak pyszna, ze wczoraj zjadlam 2 talerze a dzisiaj zjadlam jeszcze jeden przed obiadem jako bonus. Od razu widzac ze z takich prawdziwnych, pachnacych pomidorow.
Na drugie bogracz (nazwijmy to tak) – delikatniutki gulasz z kluskami lanymi, taki dobry, ze sie nieomal opdtoczylismy od stolu. Do tego ciasto i herbatki kawki a jak!
Wieczorem zapiekanki z kielbasa domowej roboty. Czy ja pisalam, ze nie lubie kielbasy??? bzdura jakas, blad nie byl we mnie, tylko w kieblasie, bo ta wczorajsza byla REWELACYJNA.Â
Sniadanko – tez pycha – skupilam sie na jedzeniu wszystkiego (nawet jajek) z keczupem domowej roboty – nienaturalnie dobrym. AAAAAAAA
A potem przyszedl obiad. Rosol byl dobry, ale ten sos do makaronu byl niewyobrazalnie pyszny. Pomidorowy, ale z fasola, czosnkiem, papryka, bazylia, tymiankiem, trocha keczupu wczorajszego a moze jeszcze jakas tajemnica. Zjadlam z dokladka i odtoczylam od stolu
Wegry odtad beda dla mnie fantazja smakow. Budapeszt jest piekny, ale Budapeszt w domu Polki i Wegra jest przepyszny!!!!!! Dzieki 🙂