Podczas warsztatow u szefa mowilismy o bardzo roznych rzeczach, miedzy innymi i slubie. Jeden z panow ( a potem wszyscy) wyglosil nastepujaca tyrade:
“nie rozumiem dlaczego wszystkie kobiety robia z siebie w dniu slubu ktogos innego niz sa. Z punktu widzenia faceta to totalna tragedia. Poznaje dziewczyne, zakochuje sie, prosze ja o reke. Lubie ja jaka jest – rozczochrana, niepomalowana – od taka codzienna, bo jest zabawna i piekna i taka moja. A potem przychodzi dzien slubu, jestem totalnie spiety, najchetniej bym uciekl. Za chwile mam zaczac obiecywac, ze nie zmienie zdania do konca zycia a potem przychodzi ona. Ona – jakas zupelnie inna baba niz ta, ktora prosilem o reke. Pomalowana, przebrana jak z cyrku, z kwiatami we wlosach. Inna kobieta niz ta w ktorej sie zakochalem! To jest obzydliwe! To dlatego faceci nienawidza slubu – to jakby mieli obiecywac dozywocie komus innemu niz na poczatku chcieli”.
I wiecie co? powierdzili to wszyscy faceci, ktorzy tam byli! po powrocie zapytalam sie Boskiego czy on podziela to zdanie. Co odpowiedzial? ze sukienke to mialam taka fajna, moja, ale jak zobaczyl, ze mam takie pomalowane oczy, to sie troche przerazil.
Oh – MY – GOD!
Drogie, mlodsze kolezanki, moze troche w tym prawdy bedzie i lepiej nie przesadzac z przygotowaniami do slubu? jak czasem czytam: 2 lata przygotowan, blogi, cyrki, pozyczki, tylko dlatego, zeby ludziom wokol szczena opadla, zeby sie potem nigdy nie dowiedziec, ze maz nieomal uciekl jak zobaczyl tego potwora w histroycznej kiecce?
Alleluja, ze oboje z Boskim bylismy na te ceregiele zbyt leniwi i skonczylo sie na zbyt wyraznie pomalowanych oczach 🙂