Z niecierpliwoscia czekamy na final czesko-slowackiej Superstar. W grze zostalo 2 gosci:
Jeden sie nazywa Miroslav Smajda a drugi Martin Chodur. Oczywiscie mam jasne preferencje.
Miroslav Smajda – spiewa bardzo roznie, ale to by mi nawet nie przeszkadzalo. Ale jest tak okropnie, niesamowicie egzaltowany, ze wywoluje samoistne zgrzytanie zebami. Jak w poniedzialek wypadala ich 3-cia konkurentka to ja tulil chyba z 5 min – na podium oczywiscie. Dziw, ze nie ryczal rzewnymi lzami. I niech mi nikt nie mowi, ze tak cierpial, bo bylo jasne, ze albo ta dziewczynka albo Smajda. Ciagle sie tam rozbiera, dziekuje wszystkim do posrania. Fuj. nieszczere to do dna.
Martin Chodur – spiewa jak Tom Jones. Ciagle gdzies czytam, ze spiewa jak Tom Jones albo Gott i ze ciagle tak samo. A co? Tom Jones niby spiewa jak Madonna a czasem strzeli i Jana Kiepure. Nie! Tom Jones spiewa jak Tom Jones! Martin Chodur jest niewatpliwie najlepszym spiewakiem z bioracych udzial w konkursie. Nic dziwnego uczy sie spiewu w sredniej szkole muzycznej. Ma bardzo specyficzny ton glosu i spiewa ZAWSZE dobrze i czysto. Nie potrafi tanczyc, nie jest showmanem jak Smajda (a Gott niby jest?). Nie pokazuje swojej chudej klaty jak powyzszy nie ma fryzury jakby piorun w miotle strzelil. On spiewa. Czasem tak dobrze, ze ciarki chodza po plecach.
Moze sie niestety stac, ze przega, bo nie slini sie dla nastolatek jak konkurent. Nie pokazuje przesadnie emocji, co ja uwazam za zalete nie wade (ale nie mam 15 lat i SMS nie posylam). To jest Pan Spiewak. Jesli juz nie inny argument to mam wielka wielka nadzieje, ze wyjedzie czeski nacjonalizm i beda glosowac na Chodura tylko dlatego, ze jest Czechem.
Trzymam kciuki!