Boski chrapie. Nie jakos tragicznie, ale wystarczajaco zeby mnie obudzic.
Wyobraz sobie sytuacje. Srodek nocy, Boski chrapie, Gosia oddycha lekusko (bo spimy we 3 na materacu) i ja sie budze.
Smyram Boskiego, nic, chrapie.
Pukam w ramie Boskiego, nic, chrapie.
Budzie Boskiego, a on:
– co sie dzieje? co co? co sie dzieje?
– nic, chrapiesz, obroc sie na bok
– ale dlaczego mnie budzisz, co sie dzieje? co?
-, chrapiesz, nie moge spac.
– no, ale dlaczego mnie budzisz?
i tak z 7 razy.
No kule dlaczego ja go budze o 3:24 rano? Moze chce z nim porozmawiac? a moze stesknilam sie bardzo? Codziennie go budze z tego samego powodu a on jest codziennie zdziwiony.
Ach, faceci…