Byc moze nie zawsze to tak wyglada, ale musze napisac, ze generalnie czuje sie bardzo szczesliwa. Jak powiedziala jedna z bohaterek Sex and the city: not all day every day, but every day.
Nic mi nie brakuje. Jesli cos mnie ogranicza to tylko ja sama. Bo jak sie czegos bardzo chce, a nie wolno, to mozna. Wierze, ze jesli bede odrobine bardziej wytrwala, albo przekonana, ze TO chce, to dopne swego.
Oczywiscie, ze sie czasem wsciekam. A to Boskiego bym utlukla kotletem, a to w srodku miasta uswiadomie sobie, ze paraduje w kurtce, ktora nie wiadomo kiedy Gosia artystycznie pozygala, zawsze cos sie znajdzie. Ale jest dobrze.
I bede o tym pisac glosno, bo to zadne zapeszanie. Jak sie ma po… to sie po…, ale nie widze powodu, zeby mialo, a dzisiaj bede szczesliwa.