Probujemy kupic mieszkanie.
Probujemy, bo mamy odpowiednia sume pieniedzy i wole, zeby kupic. Mamy rowniez wybrane mieszkanie. Okazuje sie jednak, ze to byc moze jest odrobine za malo.
Od jakiegos miesiaca prawnik sprzedajacego co rusz wyskakuje z jakims fantastycznym pomyslem zmiany umowy, ktore my w imie sprawy w wiekszosci akceptujemy, ale pomalu koncza nam sie nerwy. Zachowuje sie jak wladca wszechswiata na przyklad rozkazuje naszemu prawnikowi pisac po angielsku, zeby lepiej rozumial jego klient. Zastanawiam sie, czy go nie poprosic zeby pisal po polsku, jak juz jestesmy tacy flexibilni (bo niby czemu nasz prawnik ma znac angielski! czeska umowa, czeskie prawo, czeski klient). Arogancja przejawiajaca sie na rozne sposoby, 300%.
Od 1.8 mamy mieszkac w Pradze a tu ani widu podpisania umowy co dopiero przejecia mieszkania.
Pomalu zaczynamy myslec o realizacji planu B, czyli wynajecia wiekszego mieszkania w Pradze. Byc moze uda sie wynajac mieszkanie w tym samym budynku w ktorym jest nasze malutkie a nasze moze wynajac a moze nie i zobaczyc jak sie rozwinie sytuacja z wyjazdem do Polski.
Bede informowala:)