Nawet w danych okolicznosciach przyrody nie moge sobie darowac zachwytu nad czeska sluzba zdrowia. Zwlaszcza ta prywatna.
o 7:30 bylam przyjeta na oddzial, o 8:00 byla u mnie pani anestezjolog wytlumaczyc przebieg narkozy, o 8:30 szlam na sale – pozwolili mi wziac okulary (a to dla slepca przejaw szacunku) a tam przed wejsciem do sterylnej czesci przebrali calutka w szpitalne, czyste ubrania. Polozylam sie na stole, kolo mnie zakrecilo sie z 6-7 osob w tym 3 lekarzy, ktorzy wczesniej mi sie przedstwili, policzylam do 4 i obudzilam sie w pokoju. Chwile potem lekarka o dzwiecznym nazwisku… Boska powiedziala, ze zabieg przebiegl bez komplikacji. O 11:30 tesciowie odebrali mnie ze szpitala.
Troszke sie przelewalam przez rece jeszcze po tej narkozie, ale jakos dotarlismy do domu i staram sie lezec. Jutro jeszcze zostane odpoczywac, ale w piatek juz raczej pojde do pracy.
Nie bede sie plawic w zalu. Prawde mowiac to czuje sie jakbym nie miala mozgu i zadnych uczuc. Ani dobrych ani zlych. Bardziej w kierunku debilnych zarcikow niz placzu. Po prostu jestem niezrownowazona. jakos tak to wszystko ze mnie powoli spada. Moze praca pomoze zeby nieco szybciej. Zastanawiam kiedy w koncu rupnie ta fasada obojetnosci.
Co do pracy, musze tam jeszcze przeklepac conajmniej do konca wrzesnia, bo mysle ze tyle bedzie trwalo zanim dostane do reki wyniki wszystkich badan a w tym celu musze byc ubezpieczona.
Czytalam opisy jak ta sama procedura moze wygladac w Polsce … i jeszcze raz dziekuje czeskim lekarzom, ze chociaz nie znaja sie na zegarku to nie czuje sie w szpitalu jak intruz.