Kiedy w roku 2008 zaczynal sie kryzys wszyscy w okolicy mieli prace a znane mi firmy dobrze funkcjonowaly.
Minelo 6 lat. Wiele moich znajomych, czasem w atmosferze wielkiego triumfu, zmienilo prace. Ze spora grupa jestem w kontakcie. Prawde mowiac malo kiedy mam wrazenie, ze sa w pracy szczesliwi i maja wiare w lepsze jutro.
W mojej ostatniej firmie lista znajomych kurczy sie kazdego dnia – a byla BARDZO dluga, bo firma wielka. Kazdego dnia ciesze sie z faktu, ze Boski ma dobra prace, ktora uzywi nasza mala rodzine a ja moge sie cieszyc kazdym dniem z Kungiskiem, obiadami serwowanymi Boskiemu pod nos i relatywnym brakiem egzystencjalnych obaw o wszystko ( choc inne obawy oczywiscie sa). Nie mam pojecia czy tak bedzie jeszcze sto lat czy pare miesiecy. Jestem wdzieczna losowi, ze tak jest. Chcialabym, zeby ten dziwny kryzys w koncu sie skonczyl i wiecej ludzi zaczelo oddychac spokojnie.
Tak, w mojej starej firmie znowu szykuja sie zmiany, ktore moga byc bardzo bolesne. W wypadku niektorych powiem “najwyzszy czas”, niestety ostatnio duzo bylo zmian niezgodnych z logika. Czesto odchodzili dobrzy ludzie a zostawali ci, ktorzy wchodzili do tylka bez wazeliny, albo z kims spali, albo mieli dobre PR a zadnych realnych wynikow. Zobaczymy jak bedzie tym razem.