POZORY MYLA

Bylam na kontroli z wlosami w jednym z praskich szpitali (wszystko ok). W kolejce na recepcji stala za mna pani w srednim wieku z burza czarnych wlosow. Tez szla w sprawie wlosow. Mowilam sobie w glowie: a ta po co? Ma w grzywce tyle wlosow co ja na calej glowie! Tyllle wlosow, ani jeden siwy! Nawet gdyby jej wypadaly to jeszcze lata swietlne bedzie ich duzo.

Pani zapomniala wziac dowod, wiec pielegniarka zapytala sie czy jest zarejestrowana w szpitalu, zeby mogla potwierdzic adres. – Tak, tak! Jestem, jestem, znajdzie mnie pani na oddziale onkologicznym.

Advertisement

RAZ, DWA, TRZY…TERAZ!

Wlasnie teraz Boski pakuje ksiazki na Slasku. Warszawa juz spakowana. Do Pragi przyjada we wtorek. Przywioza lozko, spakuja kolejne ksiazki. Ktory to juz raz pakujemy manatki i przenosimy sie w nowe miejsce? Dobytku mamy malo. Ksiazki, ubranka, naczy nia i szklo, duzo zabawek i to wszystko.
Jak zwykle ciekawa jestem jak bedzie tym razem. I jak dlugo? Czas pokaze. Wymyslajac tytul bloga, kiedys dawno w Salamance nie wiedzialam jak bedzie aktualny!

SAMA WE DWIE

Dzisiaj puscilam Gosie do przedszkola. Ja wiem, dopiero 1 dzien po szczepieniu Zu. Tylko, ze jest to ostatni dzien w tej szkole dla Gosi i mysle, ze ma prawo sie pozegnac ze znajomymi i nauczycielami. Jutro robimy dla nich impreze w takim figlolandzie, ale nie wszystkie dzieci przyjda wiec byloby glupio tak zniknac.

Do czego zmierzam: Jestem sama w domu z Zuzia. Jejda jaki luxus! Lezy sobie na podlodze i najpierw spala a teraz sobie lezy, gaworzy, majta konczynami, lezace szczescie.

Musze z nia wiecej popracowac nad glowka. Urodzila sie z pepowina 2 razy okrecona wokol szyjki i niestety ma troche wzmozone napiecie miesniowe. Juz nie robi z siebie luku, ale jeszcze jak lezy na brzuchu to czasem troche przelatuje. Pani od rehabilitacji mowila, ze jest ok i juz nie musimy nigdzie chodzic po wyjezdzie z Warszawy, ale ze to jednak niska norma wiec mamy cwiczyc.

Dobra, bedziemy 🙂

A tak dzisiaj spala po przyjsciu z dworu. Kombinezon wionsenny wiec jej nie rozbieralam, zeby jej bylo przyjemnie. Z nowosci zaczela wpychac rece do buzi. 2,5 miesiaca wiec wiek akurat 🙂 musze upilnowac, zeby nie wpychala jednego palca. U Gosi sie udalo, moze i u Zu sie uda. Na razie wpycham jej tego slona z obrazka i jak sie wydaje tez smakuje 🙂

Zu spi

STRESSssss

W jednej sprawie Boski ma racje, ciagle sie czegos boje. W zyciowych sprawach (poza praca) zyje nieustannie w stresie i spodziewam sie, ze jutro to juz  na 100% nastanie armagedon.

I teraz akurat zyje w ultrastresie z powodow wielu:

1. Dzidzius nie przybral na masie w ostatnim tygodniu. Nic. Zupelnie nic. Mleko jest. Dzidzus wesoly, zadowolony ale je najwyrazniej za malo.

2. Wczoraj byl szczepiony (hurra w koncu!) a jutro robimy impreze pozegnalna dla Gosi i oczywiscie boje sie, ze dzieci przyniosa jakiegos mutanta a ona ma oblizona odpornosc

3. Zbliza sie 3 miesiac Zuzi. To ma wielka zalete – po 3 miesiacy choroby dzieciece zaczynaja byc typowe (przynajmniej w teorii) wiec nie posylaja dzieci z byle glupota do szpitala. Ma to rowniez wade – potencjalny kryzys laktacyjny – co biorac pod uwage jej podejscie do jedzenia (viz punkt 1) jest bardzo mozliwe… do tego bede akurat sama wiec brak mozliwosci odpoczynku. No i ta drobnostka… przepowadzka

4. Zaczynamy przeprowadzke. Po drodze 2 tygodnie  dziecmi sama w Pradze, plus szczepienia obu. Miejmy nadzieje, ze bez efektow ubocznych

5. 10.4 lecimy do Londynu. Ja sama z pastuchami. Czyli jak wysiade bede miala 2 dzieci w tym jedno w foteliku, torbe podreczna i z 2 walizki. Juz teraz sie boje

6. Wypadaja mi wlosy. Wiem, ze po porodzie to normalne. Ale u mnie to nie wyglada jak po porodzie, ale jak po chemioterapii. Doslownie unikam mycia wlosow bo wanna jest pelna! Moze jakies rady, pomysly?

Mogla bym tak pisac i pisac. Zamiast tego ide uspac malego smoka. Do przeczytania. Moze przed a moze juz po 🙂

POLIN

Czas biegnie szybko a my za chwile wyjedziemy z Warszawy. Na weekend przyjechala do nas Siostrunia zeby razem z synem wykorzystac vouchery na latanie we Flyspocie i wizyte w Centrum Nauki Kopernik.  

Na niedziele zaproponowalam odwiedziny w Muzeum Historii Zydow Polskich Polin. Potem chcialam sie wycofac, bo mi sie wydawalo, ze Zuzia beze mnie nie przezyje tych 2 godzin potrzebnych (koniecznie, minimalnie!) na odwiedziny wystawy stalej, ale Siostrunia i Boski zgodnie mnie przekonywali, ze Mloda raczej nie umrze a akurat ja powinnam to muzeum widzec.

Dlaczego ja? Bo Boski jeszcze sie za te lata nie zdecydowal czy jego zdaniem jestem bardziej Zydowka czy Cyganka:) Pomimo iz obawiam sie, ze nie jestem ani jedna ani druga to kultura zydowska jest mi duzo blizsza niz cyganska. Postanowilam, ze zaryzykuje :)) i pojde. I bardzo obydwojgu dziekuje, ze mnie przekonali!

Muzeum jest umiejsciowione w niesamowitym budynku tuz obok pomnika Bohaterow Getta. Juz sam budynek jest imponujacy. Z reszta zobaczcie filmik.

W muzeum bylismy rowno 2h miedzy karmieniami. Zrobilo na mnie ogromne wrazenie. Nowoczesna, interaktywna wystawa ktorej nie powstydzil by sie Paryz, Jeruzalem czy Nowy York a co dopiero Warszawa.

Dla odwiedzajacych bez znajomosci historii muzeum moze byc nieco skomplikowane w odbiorze a moze tylko powinni przeznaczyc na jego odwiedziny nieco wiecej czasu. W kazdym razie goraco polecam. Mysle, ze udalo sie zrealizowac koncepcje z jaka powstalo Muzeum, zeby nie zrobic z niego miejsca opiewania ZAGLADY, ale ZYCIA Zydow na terenie Polski.

Polin oznacza po hebrajsku Polske, ale rowniez ”tutaj spocznij”, bo Polska przez wiele stuleci byla dla Zydow goscinnym domem. Mam nadzieje, ze bedzie rowniez w przyszlosci. Dla Zydow, Muzulmanow, Katolikow, Protestantow i wszystkich innych, ktorzy beda w stanie uszanowac chrzescijanskie korzenie Polski i jej jednak bezwyznaniowy (mimo wykrzykow niektorych partii) charakter. 

OLABOGA PODATKI!

Mam szczescie, ze kolezanka nie dosc, ze jest doradca podatkowym i wszystko policzy to jeszcze powie kiedy i co trzeba w zebach doniesc do urzedu! Bylam przekonana, ze podatki to do 30.4 sie nosi a tu nie! przed 1.4.

Uff dobrze, ze mi przypomniala!

MILCZENIE BYWA ZLOTEM

Musze sie naczyc patrzec na Zuzie oczami innych ludzi. Niby kazdy mi mowi, ze wyglada na duza i zdrowa ale ja i tak widze maluszka-niejadka. A bylo to tak…

Bylismy wczoraj u lekarza z katarem. W drzwiach mijalismy pania, ktora niosla malenkiego dzidziusia w kocyku. Taki maluszek maluszkowy, glowni nie trzymal, tulil sie do mamusi. Gloweczka malutka, buzka sliniaca otwarta. Slicznosci.

Mowie do Gosi: – zobacz Gosiu, jaki sliczny dzidziusiek i nasza Zuzia byla kiedys taka malutka.

Mama dzidziusia sie usmiechnela, wszyscy zadowoleni.

Weszlismy na wizyte. 

Wychodzimy a mnie cos podkusilo sie zapytac:

– a ile sliczny dzidziusiek ma tygodni?

– 2 miesiace, a pani?

– hmmeee nooo 2 miesiace i 2 tygodnie.

A Boski do mnie po czesku: – usmiechnij sie i choc debilku, wlasnie powiedzialas pani, ze ma pokurcza to juz lepiej nic nie gadaj.

No to wzielam bereciki dzidziusia i poszlam zapakowac zakupy.

XXXX

Znowu blog zaczynaja napadac spamerzy – maketerzy. Mili moji, dajcie sobie spokoj i tak wasze komentarze wywalam. 

MATKA BALAGANI JAK WSCIEKLA!

Zapraszamy na kolejny odcinek znanego i popularnego cyklu – jak nie urok to sraczka!

Dziecko je jak na lekarstwo. Modyfikacja: jest glodne, drze sie, ale z jakiegos powodu jak widzi cyca to dostaje ataku paniki, w lepszym wypadku nie zdradza zainteresowania. Wczoraj wieczorem pomogl paracetamol. Dzisiaj je lepiej, ale tez o zadnym napchaniu nie ma mowy. Jeden cyc, 5 minut max i bye bye panno Lolu. 

Jeszcze chwile i nasz slawetny 97 percentyl bedzie bardzo daleka przeszloscia! jesli nie zacznie jesc na potege za 2 tygodnie spadniemy z hukiem na 60 percentyl. To moze w koncu ktos nas zauwazy?!

W czartek idziemy do lekarza (niby na szczepienie, ale sie zobaczy) i mam nadzieje, ze uda mi sie kobiecie wytlumaczyc, ze warto sie zastanowic nad fenomenem straty zainteresowania jedzeniem przez moje dziecko. Datad mowila, ze i tak jest za duza wiec nie ma problemu. Poczekamy az reszta dzieci bedzie wazyla 10 kg zanim zaczniemy cos robic?

Koronnym argumentem jest oczywiscie brak przybierania na wadze. Jesli to bedzie za malo przypomne jej, ze jeszcze NIE POZNALA mojej 5 letniej corki, wiec raczej nie naleze do rodzicow przesadnie ciagnacych dziecko do lekarza, wiec skoro mowie, ze Mala jest nie teges to JEST nieteges. Jesli to bedzie malo powiem jej, ze kuzwa jako doktor nauk przyrodniczych potrafie zjawiska przyrodnicze obserwowac. Tu widze, ze gosciowa z najwiekszego labradora na swiecie zmienia sie w ratlerka a to nie jest ok! Juz mnie meczy robienie ze mnie przewrazliwionego debila.

Probowalam nawet znalezc gastrologa na wlasna reke… niestety pierwszy termin na kwiecien a to juz nas jakby nie bedzie.

—-

Zeby tylko nie przymedzac napisze, ze dzis jest przesliczny dzien. Wzielam kobiety na dluuugi, 2 godzinny spacer, obie zadowolone. Jesli pogoda dopisze jutro powtorka z rozrywki. Swiat jest taki wiosenny!

—-

Wpis uwiencze zaslyszanym kawalkiem rozmowy. Dzwonila mloda Motylkowna (kolezanka z przedszkola Gosi). Gosia zachwycona, po chwili odbiegla z telefonem, gadaja, gadaja i nagle slysze:

– wiesz, Motylkowna, musze konczyc, bo matka zrobila taki balagan, ze tylko sprzatam i sprzatam.

No padlam 🙂

CO Z TA GOSIA?

Gosia chodzi do beznadziejne drogiej szkoly, kto wie, czy nie najdrozszej w Warszawie.  Z jej pomoca mamy nadzieje, ze 16.4 rozpocznie bez wiekszych problemow edukacje w Londynie.

W kazdym razie program szkoly i fakt, ze w Londynie jest juz objeta obowiazkiem szkolnym, to glowny powod dla ktorego wolelibysmy, zeby Gosia chodzila do szkoly… skoro jest zdrowa.

Z drugiej strony wydawalo by sie, ze jak szkola jest pelna expatow i ludzi raczej zamoznych to nie beda do niej wysylac dzieci z rotawirusami, albo zielonym katarem. Nic bardziej blednego, przedszkole jest PELNE takich dzieci.

W tym roku szkolnym Gosia przyniosla 2 infekcje po ktorych ja mialam ponad 39C – dla mnie bardzo nietypowo. Ostatnio tak chorowalam w podstawowce. 

W czasie jak Zuzia byla w szpitalu, mialam jakis niesamowicie ogromny katar z krwia, a Boski tydzien zimnych dreszczy. W przedszkolu Gosi mieszkaja wirusy mutanty.

Tak czy inaczej od poczatku semestru zimowego Gosia do szkoly nie pochodzila.

Najpierw urodzila sie Zuzia, w Pradze…z ktorej wrocilismy po 1,5 tygodniu szkoly. Chwile potem przyniosla wirusa, ktoy dla Zuzi skonczyl sie w szpitalu a u Gosi rozwinal w dorodne wirusowe zapalenie ucha srodkowego.

Po powrocie Zuzi ze szpitala Starsza poslalismy na tydzien do babci, bo nie bylo wiadomo co zrobic z ta glodowka malucha. Na szczescie tylko jedna noc sprzedzilismy na izbie przyjec.

Potem tydzien ferii i Gosia wrocila do przedszkola… na 4 dni i znowu szalona infekcja opisywana w poprzednich wpisach… i 39C.

Zuzia wytrwala dlugo, ale jednak zachorowala, wlasnie pomalu wychodzi, ze swojej, slabszej wersji wirusowki. Katar jeszcze ma – co lekko utrudnia jak ktos nie potrafi oddychac ustami.

Do konca naszej obecnosci zostalo, nie liczac dzisiaj… maksymalnie 10 dni szkoly. Sporo. Bylam dzisiaj zorientowac sie w sytuacji i … glowna nauczycielka Gosi ma nadal cieknacy katar. I choc to baba ostra jak zyletka, powiedziala, ze ona jednak by ta Gosie w domu zostawila, bo tez by sie bala o dzidziusia.

Tego lekarza, ktory nam to polecil nie znam. Przylazl wczoraj, bo nie chcialam Mlodej wiezc do luxmedu, ktory by nas na 100% wykopal do szpitala. Podobnie o przedszkolu mowi caly czas nasza pani od rehabilitacji. Ze nie ma sily, zeby Malucha uchronic przed chorobami a oni nie potrafia leczyc takich maluchow inaczej niz antybiotykami. A tych jak wiemy Zuzia zjadla juz na 4 lata do przodu (conajmniej). Chlop mi sie podobal, bo nie chcial jej faszerowac lekami za to dokladnie powiedzial co powinno nas zaniepokojic. Dodal tez niestety nowa jednostke chorobowa: wiotkosc krtani, ktora ponoc jest powodem dla ktorego Zuzia tak glosno oddycha.

Czy dam rade z dwoma? to kwestia definicji dawania rady. Jest 16:12: mam ugotowany obiad (czerwone curry z kuczaka), upieczone bananowe muffinki a Gosia  kolorowala, liczyla, czytala, robila zadania do szkoly. Tak poza tym gapila sie w telewizor, bo dzisiaj jeszcze nie idziemy z mala na dwor po wczorajszej goraczce a jednak trzeba  ja karmic i usypiac. W kuchni sajgon, ale zanim wroci Boski bedzie ogarnieta. Jak sie uda wyciange i pranie z pralki.

Zuzia jest super dzieckiem co bardzo ulatwia sprawe. Drze sie zwykle w jasno sprecyzowanej intencji i poza 2-3h wieczornym pokwekiwanio-darciem potrafi sie zajmowac sama soba. Gosia jest duza, cierpliwa i madra (nawet jesli tesciowa mysli inaczej).

Czy to jest danie rady? nie wiem. 

Jasne, ze wolala bym, zeby Zuzia szla do szkoly, ze wzgledu na nia i na moj swiety spokoj. Tylko nie mam odwagi. Powinnam?

TO DUPA?

Gosia powinna jutro wrocic do przedszkola. Gdyby…

Zuzia miala dzisiaj w nocy 38,2C a caly dzien ma stan podgoraczkowy. Zaprosilismy sobie nawet objazdowego pediatre do domu za jedyne 250 PLN. Powiedzial, ze takich malych dzieci sie nie leczy tylko obserwuje. I ze na razie jest ok. Jest w dobrym stanie ogolnym. I w tym stanie goraczkowo ogolnym moze byc jeszcze nawet 3-4 dni. 

A Gosia ma zostac w domu conajmniej do maja. Bo inaczej nie ma co liczyc, ze mala przezyje bez strat w ludziach i sprzecie. 

Powiedzial, ze do ukonczenia 3 miesiaca choroby sa niespecyficzne wiec lekarze sie boja i najchetniej by wszystkich zamkneli w szpitalu (a czym mlodszy tym bardziej). Wiec dla nas bedzie bezpiecznie jesli Gosie zostawimy w domu. 

I co tu zrobic?