SZOK

Wyglada na to, ze mam ok 2h dla siebie.

Jestem w szoku. No, dla siebie. Musze wymienic wklad w duuzej zmywarce. Zaladowac pralke. Posprzatac. Ale i tak. I co ja teraz zrobie z tak pieknie rozpoczetym dniem?:)))

(to ostatnie zdanie to byl zart, 2h to bym mogla gapic sie na TV, lezec plackiem na ziemi, dlubac w oku, spac, kapac sie, phii, co ta sa 2h. Cuddny czas:)

MIESZKANIE

O kupnie wiekszego mieszkania opowiadamy jak sojka o wylocie za morze. Juz lata.

Tym razem wszystko jest w naszych rekach. Znalezlismy mieszkanie w miejscu, ktore nam odpowiada: czytaj w budunku obok tego w ktorym mieszkamy teraz. Jest duze (128m + 2 balkony), rozsadnie rozlozone (choc ogromna garderobe z oknem i drzwiami pewnie bysmy przerobili na dodatkowy – czwarty- pokoj). Pan obnizyl cene o 8% w stosunku do ceny pierwotnej, czyli na prawde sporo. Teraz juz wszystko zalezy od naszej decyzji.

Za:

– wielkosc

– rozlozenie

– LOKALIZACJA

 

Przeciw:

– ciagle jeszcze cena

– fakt, ze duzy pokoj z kuchnia maja poludniowe okna i taras, ale sypialnie sa obrocone na polnoc… choc jednak musze zauwazyc, ze okna w sypialniach sa duze i jest to 7/8 pietro wiec swiatla jest sporo w kazym pokoju

– kuchnia nie jest osobno tylko czescia duzego pokoju ALE odzielona optycznie slupem… co ma jednak te zalete, ze mniej widac do garow, czego ja osobiscie w kuchniopokojach nie lubie

 Jak pierwszy raz zobaczylam nasze aktualne (male) mieszkanie to padlam z zachwytu, chociaz nie spelnialo zadnego z kryterii, ktore mialo spelnic. To mieszkanie mi sie bardzo podoba, ale nie padam. Tesciowa sie smieje, ze przy tamtym padlam, bo bylo pierwsze… no moze wlasnie dlatego. Co jesli nie?

Napisze jak zdecydujemy.

_________

Nie wiem dlaczego, ale to ostanie zdanie tesciowej mi przypomnialo pewna piosenke. Ale nie, wszystko ok z Boskim, ale czas mija to fakt i juz nie zawsze potrafimy sie cieszyc z obrazkow, tak po prostu… (ha ha ta Zagorowa jest i byla przydka jak noc :))

ROZMOWA KWALIFIKACYJNA

Malo pisze o moim szukaniu pracy, bo nie chce byc "zalowana", boje sie rowniez oceny "nieudacznika", poniewaz takowym sie nie czuje, ale strach, ze ktos moglby tak pomyslec, czai sie po katach. Tym razem zrobie wyjatek.

Jak wiedza wtajemniczeni, plan na wczorajsza rozmowe byl prosty: nie chlapcac o sobie nic czego nie musza wiedziec. W krytykowaniu samej siebie w takich okolicznosciach osiagnelam wirtuozerie, ale nie jest to dziedzina w ktorej chcialabym sie dlugotrwale specializowac :)) Reszta jak Bog da.

Byla to moja cala 4 prawdziwa rozmowa w tym podejciu do szukania pracy, wiec bylo na czasie. Jednoczesnie byla to pierwsza rozmowa w firmie innej niz finanse i okolice.

Znalazlam adres. Z domu jedzie sie 20 min jednym tranwajem, luzik. Jade, jade jade… minelam bardzo oddalona galerie handlowa, jade jade… skonczyly sie normalne zabudowania, jade…. dojechalam. Kule! Stacja benzynowa, palety Ytongow, park wozowy jakiejs firmy znanej z reklamy. Mniej wiecej tak wyobrazam sobie miejska wersje in the middle of nowhere.  Mialam jeszcze 20 min wiec oblazlam firme dookola. Porozbijane chodniki. Piach, wiatr, w tle jakies wzgorze. Moglabym tu wkleic obrazek z jakiejs gorskiej drogi w Utah i wygladalo by podobnie.

Ubralam sie w bardzo elegancka czarna bluzke, bo w niej czuje sie dobrze. Hmm po ogledzinach budynku stwierdzilam, ze moze rozsadniej byloby skoczyc do domu po monterki:))

Nie wazne. Plan spelnilam w 100%. Byla mila, pewna siebie i trafil mi sie jeden z tych szczesliwaych dni kiedy buzia chciala mowic po angielsku. Pan Szwajcar z dosc niezrozumialych powodow byl zaskoczony faktem, ze nie pracowalam wczesniej w HR korporacji, ale z tego powodu nie moge byc smutna, bo nigdy nie twierdzilam, ze jest inaczej. W przyszlosci polecam przeczytac zyciorys kandydata zanim zostanie zaproszony na rozmowe:))

A ja w duszy piszczalam ze smiechu… kto mu z wielkiej korporacji przyjdzie do HR 30 osobowej firmy z siedziba zaraz obok granicy za ktora mieszkaja tylko smoki. Prawde mowiac, pewnie ktos. I duzo szczescia! bo ludzie w firmie wygladaja mile.

Najwazniejsze, ze cel zostal spelniony: nie palnelam zadnego glupstwa. Kwestia czy wybiora mnie czy kogos innego nie ma w tym wypadku znaczenia, poniewaz moj plan zostal spelniony. Wygralam z sama soba.

Dla tych, ktorym wczoraj pachnialy jablka… jeszcze 2

 

ZDJECIA II

W Sevilli mieszkalam w mieszkaniu Reginy, malarki, ktora chciala, zebym tez
robila cos artystycznego. Malowac obrazkow nie chcialam, wiec zdecydowalysmy
sie na regionalizm – wachlarze. Kupowalysmy kolorowe wachlarze, a
reszta juz pozostawala w moich rekach.



Czerwony wyglada bardziej jak z Japonii niz Hiszpanii, tlumaczy mnie tylko to, ze w tym czasie ogladalam Gejsze:)




Ten malowalam chyba z tydzien.



Plynne zloto do malowania niebieskiego musialam "ukrasc", bo wlascicielka nie przychodzila, nie bylo sie jak
zapytac.



Przy tym bialbym udalo mi sie zalac lakierem do paznokci (lakierem
malowalam:) spodnie i biala bluzke. Coz, w kazdej wojnie sa straty w ludziach i
sprzecie 🙂

T.E.L.E.G.R.A.M

Wracam. Stop.
Dzisiaj. Stop. ?!:( :)*!!. Stop. Agradabla

Bez obaw, chodzenie po bagnach wciąga, będę pisała.

Jestem po ostatnim egzaminie, nie mam zielonego pojęcia
czy zdałam, bo był pisemny, dowiem się tak za tydzień. W chwili obecnej się nim
nie przejmuję. Nie mam już wpływu na wynik. Jeżeli nie zdałam, to będę
miała problem. Ale aż za jakiś czas.

Dzisiaj jest THE DAY.
Ten, z powodu którego postanowiłam teleportować się na
drugi koniec Europy.
Pan Boski zdaje dzisiaj 3 część egzaminu CFA (
Chartered Financial Analyst – żeby dostać
ten tytuł trzeba zdać drobny, 3 częściowy egzaminek
). Przygotowanie
do jednej części zajmuje mu zwykle ok. 5
miesięcy. W tym czasie raczej nie zauważa czy jestem w domu czy nie, więc
na ostatnią wybrałam NIE i oto byłam w Sevilli.

A nawet jestem, autobus mam o 19:30, bilet zakupiony.
Pozostaje drobnostka: spakować się. To co za miesiąc mieliśmy odwozić wspólnie
z Panem Boskim będę musiała dzisiaj wepchnąć do jednego plecaka (nogą chyba) i
przekonać specjalistów od teleportacji, że plecak nie jest wcale tak ciężki jak
się wydaje. A urządzenia pomiarowe maja w przypadku mojego plecaka wyjątkowo niedokładne.

Chce posłać smsa Koleżance Czeszce, ale nie mam jak bo mi
się kredyt skończył.
W nocy odlatuję z przyjemnych +35 C do wiejącej chłodem
Pragi. A w poniedziałek do pracy, sic!

POŻEGNANIE Z SEVILLA

Wyjeżdżam dopiero jutro, wylatuję w niedzielę z Malagi,
niezwykle wczesnym rankiem. Za kilka godzin znowu będę musiała się uczyć, do
ostatniego już w Sevilli egzaminu, więc nie będzie czasu na myślenie. Dlatego teraz.

Jak się to zaczęło?
Ponad rok temu szłam na jakiś dziwny wykład dla
doktorantów i zobaczyłam ogłoszenie dotyczące możliwości wyjazdu na stypendium.
Ale musiałam lecieć. Parę dni później ciągle tam wisiało, więc zapytałam
się promotora „czy ja bym też mogła?”. Mogła, ale termin minął tydzień
wcześniej więc…poczeka na moje zgłoszenie i wszystkie dokumenty. Załatwiłam sprawę w ciągu jednego dnia.
Po jakimś miesiącu zdecydowali się, że pojadę.

Potem decydowałam się ja.
Że wyruszę na kilka miesięcy do Hiszpanii, przypomnieć sobie (w sensie raczej
od zera) język, a potem na stypendium.

Hiszpańskiego uczyłam się w Salamance, wtedy też zaczęłam
tu gryzmolić. Szkoła językowa była dobra, ale wszyscy moi współmieszkańcy tyle
lat młodsi niż ja, że czasem było trudno. Poznałam Bedruńkę, życie stało się trochę łatwiejsze:)

W styczniu zrezygnowałam z pracy i od tego czasu
pomieszkuję w Sevilli.
Nie za długo. Tym razem 4 miesiące. Ale tak wyszło. Są
sprawy ważne, są ważniejsze.

Nie nauczyłam się hiszpańskiego tak dobrze jak chciałam,
choć porozumiewam się skutecznie, o czym chyba świadczą oceny z egzaminów, ale
umówmy się to nie jest elitarna uczelnia. Ale też nie o elitarność tutaj chodziło.

Jest mi dobrze. Cały czas w Sevilli, było mi, tak po
prostu dobrze. Bez szalonej euforii, ale i bez smutków. Pozytywnie. Dobrze,
ciepło w sensie psychologicznym (bo na początku było mi zupełnie zimno:) Potem jak
doszła praca byłam zagoniona, ale trudno. Znalazł się czas na wszystko co
ważne.

Może ktoś z Was myśli, że przez te podróże zmarnowałam
rok. Może, niemniej jednak ja tego tak nie obieram. Mam 29 lat. Nie wiem czy/kiedy będę
sobie mogła jeszcze pozwolić na tego typu szaleństwo.

To był, a jeszcze chwilkę jest, naprawdę niezwykle
dobrze, spokojnie spędzony czas. Chciałabym móc zawsze żyć tak przyjemnie jak żyłam
tutaj. Bez luksusów. Z zimnem albo gorącem, z Wami, Misiem, Skypem i myślami o
Panu Boskim. Z portierką – Mercedes, która nie przestaje gadać, z sąsiadką –
Juaną, która dokarmia mnie tradycyjnymi zupami i z Reginą, która nauczyła mnie
malować wachlarze, a od miesiąca jest w
szpitalu z jakimiś pooperacyjnymi powikłaniami.

Sevilla pozostanie dla mnie takim małym spełnionym snem. A
że musiałam się obudzić wcześniej i w nieco drastyczny sposób. To chyba standard, prawda?

Może jeszcze kiedyś… może znowu….
¡Buenas noches y buena suerte!

aha… nie wiem dlaczego, ale chodzi za mną cały dzień ta shanta, to będzie chodzić i za Toba, jeśli ją znasz…

Opłyń ten świat
dookoła,
Nich Cię gwiazdy prowadzą przez noc.
Nad zatoką już cień, w kręgu chmur gaśnie dzień,
Pora nam już do domu, do domu wracamy już,
Pieśni powrotu to czas.

[Marek Siurawski]

O KROK DALEJ!

Krótko:

– hiszpański mi nie powiedziały czy zdałam bo nie mogą
bez części pisemnej. Ale nie wyglądało, żebym miała nie zdać. Ten egzamin mam zdać
a nie zdać dobrze, nie mam reki do egzaminów językowych, bo jestem niedokładna.
Ale musze się pozytywnie nastawiać. Więc: wierze, ze go zdam.

– teorie rozwoju regionalnego – zdałam, na 9/10.
Siostra… wygrałaś zakład:)

Postaram sie napisać więcej wieczorem, albo jutro. W każdym razie został
AŻ lub tylko pisemny z hiszpańskiego. Ufff. Lecę na ostatnia lekcje na tym
uniwersytecie. Z hiszpańskiego oczywiście, na drugim końcu miasta… oczywiście:)

SZYBCIEJ, SZYBCIEJ….

Stan spraw jest
następujący:
– z 3-go przedmiotu będę miała 8 lub 9/10, pan się
jeszcze zdecyduje, jedno i drugie OK (Profesor DZWONIŁ do mnie, żeby mi
powiedzieć, że mam zaliczony przedmiot i jak!)
– z 2 poprzednich
mam 9 – bajer, nie myślałam. Z jednego nie zasłużyłam, z drugiego aż za bardzo,
także kompromis.
– zamknęłam
rachunek w banku… co jest o tyle dziwne, że wydaje mi się, że nie potrącili
mi kasy za bilet lotniczy, który kupiłam z wykorzystaniem karty, no ale bić się
z nimi nie będę, że mam o 120 EUR za dużo
– P.B. dzwonił do
linii lotniczych, bilet ponoć zapłacony, rezerwacje wydrukowaną mam
– jutro 1,5
egzaminu, potem sobota pisemny hiszpański
– dokumenty
oddane w rektoracie do odebrania jutro z pieczątką
– teraz pracuje,
czy ktoś wie, czy jak ustawa mówi, że coś musi być podane w formie pisemnej to
oznacza również, że można podpisać w obecności notariusza i odesłać pocztą czy
tylko na miejscu?
Myślę, że w obecności notariusza można, ale wole dmuchać na zimne.

Jak za jakąś
godzinę skończę pracę i prześpię się 1h to zacznę znowu męczyć te teorie
rozwoju regionalnego, sporo tego oj DUUUUŻŻŻŻOOOO. Byle do jutra, a potem do soboty.

W niedziele się
wyśpię.
Planuję usnąć już
w metrze. Pan Boski postara się o bagaże.

MUSZĘ MYŚLEĆ POZYTYWNIE

Poza problemem
zasadniczym, męczą mnie jeszcze następujące:
– usypiam
(totalnie, właściwie to pracuję, piszę i śpię)
– muszę napisać
list do Loli (i nie mogę zrobić błędu, bo mnie potem obleje)
– muszę uczyć się
do dużego egzaminu w czwartek + ustnego z hiszpańskiego też w czwartek
– do ustnego
hiszpańskiego muszę jeszcze raz przeczytać to hipernudną książkę (150 str)
– muszę zamknąć
rachunek w Santanderze
– załatwić
wszystkie dokumenty i potwierdzenia na uczelni
– zrobić zakupy
– wydrukować
bilet
– zdać te 2,5
egzaminu (0,5 – to ten ustny)

I sama nie wiem
co jeszcze.
A to wszystko do
piątku, bo w sobotę ostatni egzamin i lecę.
Muszę myśleć
pozytywnie i wszystko się uda i załatwi i wyjaśni.
Nie wiem tylko
czy to zarejestruje, bo jestem tak śpiąca, że zaraz głowa mi spadnie na klawiaturę.
Może to ciśnienie
jakieś dziwne (jest 20 C
i chmury) nie wiem. Wracam do pracy.

RZUCIĆ SĘPOM NA POŻARCIE

Wczoraj dostała od Pana Boskiego smsa następującej treści (nie będę tłumaczyć, myślę, że każdy sobie poradz):

„Ctu asi prvnich 10 stranek „Samoty na siti” a musim
rict, ze polaci jsou tak brutalni nacionalisti, ze jsem to nevidel. Az mi z toho
beha mraz po zadech. Uz vim kdo rozpouta treti svetovou valku…”

On chyba sobie nie zdaje sprawy z nadlatującego (w
niedzielę) niebezpieczeństwa. W nieświadomości żyje ostatnie godziny swego
nędznego życia! ¿¿¿Gdzie on znalazł w tej książce, ten nacjonalizm??? Chyba za
dużo polskich nazw własnych używali, bo nie wiem (po czesku czyta). To jest
książka o miłości! Czasem mam ochotę rzucić go sępom na pożarcie, żeby się nie
męczył. Brr a to w środku uczenia mnie tak zdenerwował. Gadzina.

Drugi egzamin zdałam, jeszcze 2 (czwarek, sobota). Albo 3, nie wiem.