Dzisiaj mieli do nas przyjechac tesciowie. No konkretniej to wczoraj, ale nie pasowalo to ich corce z Wiednia wiec olali nasze wczesniejsze uzgodnienia i stwierdzili, ze przyjada dzisiaj. Dobrze. Nie wiedzielismy o ktorej wiec o 12 dokopalam Boskiego zeby zadzwonil sie zapytac. I co sie okazalo? ze zdecydowali, ze jednak przyjada jutro. No kurwa mac!
Moji tesciowie jak przyjada to zwykle otwieraja okna, bo jest im duszno, wkladaja ziemniaki, ktore mam na korytarzu do lodowki, bo tak czysciej (nie znosze przemarznietych ziemniakow), czyszcza kibel, ukladaja gazety w rowne rzadki itd. Bo tak powinno byc. Ordung muss sein. jak powszechnie wiadomo jestem taka lekko niedomyta balaganiara oni sa dobrze wychowani. Ok, z ta czescia gry juz sie pogodzilam. Jednak ich podejscia do czasu (mojego czasu!!!) nie jestem w stanie przezyc.
Teraz czekam ja, zestresowana tym co znowu wymysla, kiedy beda sie ruszac jak mucha w smole a Gosia bedzie na przyklad wyla w aucie czekajac az sie dziadek laskawie przebierze, itd. Za rok bedzi czekac Gosia a wtedy moge sie zaczac drzec na nich nie tylko na Boskiego jak teraz.
Chcialabym napisac do Tesciowej list i powiedziec jej, ze wychowanie nie dotyczy tylko porzadku w przestrzeni ale i czasie. nie moge. Kazde slowo byloby dokladnie przezute, zmodyfikowane i uzyte przeciwko mnie. Nawet Boski podkresla, ze to ja jestem niewychowana, prawda?