Dzisiaj byl mnie odwiedzic szef z mojej pierwszej, czeskiej pracy. W tym czasie byl to bank spoldzielczy teraz juz bank pelna geba.
Ja zajmowalam sie kontaktami z zagranicznymi domami maklerskimi, zagranicznymi oddzialami firmy i generalnie wszystkim nie-po-czesku, a on byl szefem IT. Jak odchodzil moj poprzedni szef wybralam sobie jego na nastepce, bo byl najbadziej sensowny.
Z firmy odeszlam, bo nie wszystko bylo kosher z podatkami itd a mnie to coraz bardziej uwieralo. To po pierwsze. Po drugie jeden z wlascicieli nie cierpial kobiet a ja go wkurwialam najbardziej, bo nieznosil bab, ktore mysla.
Odeszlam po 5 latach pracy jak mi nie zaplacili 5000CZK, bo zielone. 2 lata pozniej ten sam dumny wlasciciel chcial zebym wrocila, ale ja tego dnia dostalam moja aktualna prace i nie wrocilam.
Tamta prace uwielbialam. CZasem byla to szalona adrenalina, permanentnie robilam cos o czym nie mialam pojecia. Zwykle nie slyszalam o nikim kto by mial pojecie. I pochwale sie, robilam to dobrze. Bardzo lubie taka prace. Pracownicy zagranicznych bankow i gield sa zazwyczaj bardzo sensowni i pomocni.
No, ale dupa. Pewnych spraw sie nie przeskoczy.
Mowilam z nim i tesknilam za tym jak bylo fajnie a z drugiej strony uswiadamialam sobie, ze szanse na sensowny rozwoj maja tam tylko “blond chlopcy z wielkimi tylkami”, ktorzy podobaja sie panu wlascicielowi (jak wiesc gminna niesie), albo dinozaury (ktorzy sa tam od 14 lat) jak moj byly szef. I myslalam o tym, ze dzieki temu, ze odeszlam mialam okazje robic duzo ciekawych rzeczy w innych firmach.
Duzo sie nauczylam. Poznalam duzo fajnych ludzi. Czyli w zasadzie na plus, ale i tak nostalgia.
Mam nadzieje, ze jeszcze kiedys bede miala prace, ktora bedzie dla mnie pasja…