i tak sobie jestesmy z Gosia w Pradze.
Gosia rewelacyjnie znosi wspolprace z kolezanka i jej malym synkiem a ja chodze na jazdy, bylam w pracy i zalatwiam wszystko co powinnam byla ale jakos srednio mi to szlo, bo nie bylo czasu. Plany napiete. Na przyklad: w poniedzialek AW, wtorek kuzn Boskiego, sroda lekarz i tak kapu kap konczy sie nasz miesiac w Pradze.
Aktualnie w zasadzie nie mam zmartwien, no poza tym, ze Gosia nadal odmawia wspolpracy w kwestii jedzenia. Od “obcych” nie zje nic poza chrupkami… innymi slowy czas spedzony z kolezanka mozemy oznaczyc za absolutnie bezjedzeniowy a ze mna nie duzo lepiej. Jak jestesmy na spacerze i dluuugo wczesniej nie jadla to udaje mi sie wepchnac jej kawalek banana albo batonik dla dzieci z hippa. Na obiad czasem laskawie zje pare lyzek zupy a na kolacje kilka lyzek “czegos sypkiego” (ryzu, soczewicy, kaszy…). Ale to wszystko tylko dodatki do karmienia piersia. Nie zebym miala problem z karmieniem, ale zaczynam sie jednak martwic czy w ten sposob dostarczam tej malek kobietce wystarczajacej ilosci roznych mikroelementow, bialek, witamin i czego tam jeszcze. Mam wrazenie, ze ostatnio jakos mniej przybiera na wadze (wiem, ze to normalne, ale nie wiem ile mniej jest normalne) i przestaje jej wystawac gruby brzuchol. Ale mam zmartwienia, co? Na owoce to poza bananem nawet nie spojrzy. No jeszcze wygryza male dziurki w skorce jablka ale to wszystko a dookola wszystkie dzieci znajomych jedza ja marzenie. Auuu. I te dobre rady “to daj jej lyzke to sama zje ze smakiem” albo “jak jej zrobisz zupke XX to na 100% zje” lub “dziewczyno, potrzebne rytualy” taaa. probowalam, probowalam, probowalam. ale ona NIE CHCE JESC. Czasem (jak w sobote) jej odwali i zje 2 kotlety na jedno posiedzenie, ale to sie zdarza tak raz na 2 tygodnie.
Czy wyglada na niedozywiana? nie! czy wyglada na glodna? Nie! czy wyglada na slaba? Nie! czy nalo sie rusza? Nie! (raczej na radosne ADHD wyglada) Czy jest smutna lub ospala? nie! No to dlaczego sie martwie? Bo nie wiem czy to tak mozna jesc glownie mleko matki w jej wieku (14M)???!! jak juz jestem w zupelnej depresji to przypominam sobie legende rodzinna o moim ojcu, ktory urodzil sie w 1939 roku i ponoc ze wzgledu na wojne do 2 roku zycia byl karmiony glownie przez Babcie Jasie co zawsze bylo prezentowane jako “byl taki wielki, bo go mama tak dlugo karmila”. Troche sie martwie z drugiej strony mysle sobie, ze takiego czlowieka to jednak ciagle jeszcze nawiguje przyroda, wiec moze jednak wie dlaczego preferuje taki sposob jedzenia?
I to tyle w temacie. Dobranoc.