Tytul dziela brzmi: Podroze male i duze czyli jak zostalismy swiatowcami. Autorzy W.Mann, K.Materna. Twarda okladka, bardzo ladna szata graficzna, dowcipne podpisy pod zdjeciami i to by bylo na tyle jezeli chodzi o zalety.
W ostatnim rozdziale panowie przyznaja, ze tekst zostal napisany dla pieniedzy i nic w tym zlego, bo nic zlego w zarabianiu nie widze, szkoda, ze niestety poziom calosci publikacji dowodzi, ze autorzy byli tak pewni sukcesu wydawniczego, ze niespecjalnie zamartwiali sie dopilnowaniem jakosci swojego dzielka.
Czyta sie swietnie, bo czemu nie. Jak ktos potrzebuje lekture do metra czy pociagu – polecam. Poziom powiedzmy sredniego bloga. Tylko, ze akurat od obu panow spodziewalam sie nico wyzszych lotow.
RockMann – czyli poprzednia ksiazka Manna, ktora czytalam zrobila na mnie bardzo pozytywne wrazenie. Rowniez lekka, przyjemnie napisana, ale byla w niej jakas tresc, humor i ogolnie trzymala fason. “Podroze male i duze..” to tylko (sory za wyrazenie) takie lekko napisane sranie w banie.
Moze wynika to z tego, ze poza wyprawa do RPA ani destynacje (glownie USA i Europa) ani sposob podrozowania (statek, samolot) nie sa dla mnie specjalnie egzotyczne. Ale to nie to. Sandor Marai w ”Svíce dohořívají” kresli zdarzenia jednego dnia, ale jak pisze, ze bylo tak goraco, ze powietrze stalo to ja sie czulam jakby powietrze stanelo wokol mnie… a tutaj… lecialam przez strony i bylam zdziwiona, ze nagle jestem 80 kartek dalej a w glowie nie zostalo ani jedno zdanie. Dobrze, przesadzilam trudno porownywac wirtuoza piora z opisami dwoch przyjemnych panow, ktorzy postanowili zarobic pare zlotych, ale po prostu jestem zawiedzona. Niektore opowiadanka jeszcze costam wnosza, jakis humor czy wdziek. Inne to wypelniacze. Ach, nie bede sie irytowac.
Nie kupowac! czytac pozyczone!