Juz drugi raz w tym miesiacu udalo nam sie zgubic zabawke na spacerze.
Za pierwszym razem byl to maly krecik, tym razem breloczek w formie misia z kwiatkiem na klacie.
Zadna z tych zabawek nie miala dla Gosi specjalnej emocjonalnej wartosci, ale obie byly calkiem fajne i szkoda, ze sie zgubily. W obu przypadkach strate zauwazylismy nieomal natychmiast, ale poszukiwania nie przyniosly rezultatu.
Misia zgubilysmy dzisiaj. Wiem dokladnie kiedy polozylam go na w wozku… po ok. 50 metrach zauwazylam, ze sie zgubil. Wrocilysmy dokladnie ta sama trasa i misia juz nie bylo. Ile czasu musial lezec na ziemi? no max tyle ile malej dziewczynce zajmuje ujscie 100 metrow. Malej, szybkiej dziewczynce.
To oznacza, ze ktos musial go zobaczyc i zupelnie bez skurupolow odniesc.
Dziwi mnie to. Po pierwsze dlatego, ze sama bym nigdy nie dala Gosi cudzej zabawki niewiadomego pochodzenia. Wystarczy, ze probuje jak smakuje woda w kazdej kaluzy nie musi jeszcze dostac syfilisu od cudzej zabaweczki.
Po drugie zabawka zwykle miewa jakas emocjonalna wartosc. Te akurat nie mialy, bo u nas w domu te NAJWAZNIEJSZE (myszka, MYSZKA i zabka) maja szlaban na wyjscia z domu, ale zwykle zabawki maja wartosc emocjonalna nie maja jednak specjalnej wartosci materialnej… bo po co komu lekko przechodzony mis – przedmiot reklamowy ubezpieczalni, albo usmarkany krecik?
Najwyrazniej ludziom przyda sie wszystko. Na zdrowie! tylko po co?