Zaplanowalam sobie, ze zalatwie dzisiaj OpenCard czyli elektorniczny, a konkretniej chipowy bilet na wszystko co jezdzi po Pradze.
Okazalo sie, ze tak proste zadanie przeroslo moje nerwy i diabel we mnie wstapil. Nawet Dziecko konstatowalo: mamusia sie wkurwila a ma dziecko!
Ale od poczatku.
Zeby miec OpenCard trzeba najpierw zrobic zdjecie. Gosia ustalila, ze chce po takie zdjecie jechac pociagiem, no to pojechalysmy do centrum. W centrum Boski telefonicznie poradzil nam gdzie zdjecie zrobic. Cala operacja zajela chwile plus pare chwil na dojscie.
Ale gdzie zrobic OpenCard? Znowu telefon do Boskiego, bo okazalo sie, ze nie na kazdej stacji metra jak oczekiwalam (no bo niby gdzie bilety kupowac?).
Poszlysmy poltorej przystanku metra na Jungmannova do urzedu miasta zrobic karte. Odczekalysmy swoich 20 minut w kolejce, pan zrobil karte.
Pytam sie pana: – a moge ja u pana doladowac?
Pan: – nie, to pani moze na jakiejkolwiek stacji metra.
No to poszlysmy z Gosia przystanek metra z hakiem na Namesti Republiki dobic karte. Ale tam niespodzianka. Pan z okienka powiedzial, ze karty sie nie dobija gdzie sie chce tylko na niektorych stacjach na przyklad na Mustku (czyli kolo Jungmannovej gdzie bylysmy), albo na Florenci.
Z lekka gula wrocilysmy ten stacje metra pieszki. Czas naglil zblizala sie pora kiedy Gosia je i idzie spac. Przychodzimy, stojimi w kolejce. Przed nami 1 pani przy kasie i jeden pan tuz za nia a potem my. Za nami echo.
Kasjerka obsluzyla pania a nam mowi: DO WIDZENIA JA MAM TERAZ OBIAD, prosze przysjc za 30 minut.
Ja mowie: – jak obiad, to gdzie niby mam dobic te karte?
Pani: – na jakiejkowiek stacji metra!!!
Ja: – wlasnie przyszlysmy z innej stacji metra, bo na Namesti Republiki sie nie da i na wiekszosci innych tez sie nie da! Dziecko mi sie drze a ja te karte musze zrobic co pani proponuje?
Na to wtracila sie juz obsluzona pani. Opis pani: na oko 30 letnia, ubrana jak z zurnalu, oczy wlos, buty na wysookim obcasie, torebeczka niezapinana. Pani zaczela mnie upominac, ze przeciez to nie wina pani z okienka (fakt), i ze moglam przeciez sprawdzic wczesniej na internecie gdzie i jak mam sprawe zalatwic (no fakt MOGLAM, ale jakos nie pomyslalam, ze w celu zakupienia biletu bede musiala dorobic dodatkowy fakultet na uniwersytecie, bo stopien komplikacji 100 na 10 mozliwych).
Sycze do Pani: – ze cudnie sie tak opowiada jak sie nie ma spiacego malolata przytroczonego do reki.
Pani: – alez ja mam w domu blizniaki!
Ja: – w domu to ja mam hipopotama. Jak sa w domu to tu nie sa spiace
Pani: – Trzeba sobie umiec wszystko zorganizowac. Pani zachowanie to raczej nie z tego biletu wynika.
No to poszlam. Miala racje, moje zachowanie bylo nieodpowiednie, ale juz sie we mnie gotowalo!
W celu odgotowania poszlysmy piechty na to Namesti Republiki a potem metrem jedna stacje na Florenc.
A tam – kurwa- co? OBIAD MA PAN!!!! Ale stwierdzialam, ze sie poddaje poczekamy.
Po 15 minutach okienko sie otworzylo a my zajelysmy wysokie 9 miejsce w kolejce. Gosia dostawala szalu bo bylo to dokladnie w czasie kiedy usypia. Rosjanie przed nami proponowali, ze nas przepuszcza, ale nie chcialo mi sie ich przedbiegac, bo to rzeczywiscie my zaplanowalysmy zle droge (czytaj: ja).
Gosia drze gumiora, przychodzi nasza kolejka a mnie delikatnie puka w ramie Czech:
– czy moglbym sie tylko o cos zapytac pana w okienku?
ja: – nie, bo juz ta sprawe zalatwiam piec godzin a Dziecko ma isc spac
pan, opryskliwie: piec godzin pani czeka, to chyba nie mozliwe
ja: – jak pan lubi czekac, to prosze do kolejki
I kupilam te cholerne doladnowanie do karty!
W metro i do domu, tam po 30 minutach cyrku na kolkach Mloda usnela i spi. Spi nadal a tu czas wstawac i znowu jechac do miasta. Pociagiem za OpenCard.
Moje zachowanie bylo karygodne, ale organizacja pomyslu OpenCard nie lepsza.