Nasze oczekiwania sie potwierdzily. Chca, zeby Boski przyjechal ”tak szybko jak sie da”. Juz im uswiadomil, ze musza minimalnie przeczekac luty w Nowej Zelandii a potem szybkosc przeprowadzki bedzie uzalezniona od naszego cyfry, ktora zaproponuja w zamian.
Niezaleznie od cyfry nie chce mi sie przeprowadzac. Lubie chodzic do pracy na 8 (teoretycznie na 9:) i odchodzic najpozniej o 15:30. Lubie pracowac z moim teamem i WIDZIEC jaka szalona zmiana nastala w sposobie ich pracy za tych kilka miesiecy. Nie twierdze, ze chce tam pracowac do smierci, ale ten rok na projekcie jaki sobie wyznaczylam wydaje mi se na prawde akurat. Rok minie 3 wrzesnia.
Tylko jak to zrobic?
Niania przesunula koniec uslug z konca marca na koniec kwietnia, ale to ciagle nie koniec sierpnia. Niby moglabym mloda dac do jakiegos prywatnego przedszkola. Tylko, ze to z pewnoscia nie bedzie bez bolu, bo Mloda znowu tak z kazdym to nie lubi zostawac a do tego oznaczalo by to jedna zmiane teraz a potem znowu przyzwyczajanie do nowego towarzystwa w Polsce. Narazac ja na stes tylko dla mojego ”spelniania zawodowego” to jednak drogi szpas.
I tak sie bujam, ciekawa co sie stanie.