Drobnymi kroczkami zblizamy sie do wyjazdu.
Nawet jestesmy czesciowo spakowani (co niezwykle w moim wypadku). Z okazji zblizajacych sie 3 dni w samolotach i na lotniskach Boski wyziebil Mloda na spacerze i w zasadzie wymoczyl, bo lunelo jak z cebra i przyszli przemoczeni do suchej nitki. Jesli bedzie miala katar, albo jakos inaczej zachoruje to go udusze golymi recami.
Na droge spakowalam: zagadki dla 3 latkow, 3 opakowania roznych plastikowych zabawek do wyciagania w podrupach, ksiazke z bajkami no i caly plecaczek roznych chrupek i podobnych co mloda je. Bo ona nadal tak wszystkiego to nie.
Wylecimy o 15:50 w piatek a dolecimy w niedziele o 13 chyba (na szczescie tamtego czasu), wiec czeka nas prawdziwa droga przez meke. Na szczescie martwienie sie o przebieg podrozy nie jest aktualnie na liscie moich zmartwien z blizej niezrozumialych wzgledow 🙂
Mloda slucha Piotrusia Pana na plycie, Boski cwiczy a ja sobie pisze. Sielanka.
Jutro drugi dzien firmowego szkolenia i wio!