Standardowo zaloba ma nastepujace etapy:
1. Faza szoku i zaprzeczenia
2. Dezorganizacja zachowania
3. Zlosc/bunt
4. Smutek/depresja
5. Akceptacja
Faza szoku u mnie nie wystapila. Od razu przeszlam gdzies pomiedzy etap 2 i 3. Jestem padnieta, ale nie moge spac. Udalo mi sie zgubic liste badan, ktora mamy zrobic. Meczy mnie obecnosc ludzi (wlasnie wywalilam Boskiego z Gosia na dwor a Boski foch oczywiscie).
Ale przede wszystkim jestem wkurwiona. Mogla bym krzyczec ze zlosci. Zbic siebie albo kogos zeby tylko wydusic z siebie w koncu lzy.
Tak strasznie bym chciala sie potrafic sie poryczec i wykrzyczec te swoje emocje.
Zazdroszcze wszystkim dla ktorych zajscie w ciaze to bulka z maslem. Mam straszny zal do kolezanek o ktorych widze, ze narobia sobie dzieci a po paru miesiacach uciekaja do pracy, bo sie czuja niedocenione w domu albo chca rozwijac, kurwa, kariere przedstawiciela handlowego, albo tym podobne. I gowno mnie obchodzi, ze to ich zycie. I tak jestem wciekla.
Co to za gadanie o jakiejsc fazie akceptacji. Nie ma takiej fazy w wypadku poronienia. Mozna przestac obsesyjnie myslec o tym fakcie, mozna cieszyc sie zyciem, mozna szukac rozwiazania, ale ZAAKCEPTOWAC, ze potencialne dziecko umarlo, bo zielone NIE MOZNA NIGDY.
Po co opisuje ten dramat w odcinkach? Bo nikt go przede mna nie napisal. Bo rozpaczliwie potrzebuje komus to powiedziec a nie zameczyc konkretnej osoby siedzacej obok mnie. I w koncu dlatego, ze przeszukalam caly internet i nie widze zeby ktos mial podobnie jak ja. Nie jestem oszolomem, ktory bedzie palil do konca zycia swieczki dla ludzikow w oknie albo na internetowej witrynie , nadawal im imiona i modlil sie za ich duszyczki. Ale tez nie chce sluchac opowiesci ”oj tam ja to 7 razy poronilam a teraz mam 3 zdrowe dzieci”.
Jestem zagubiona, wypompowana z zycia ale przede wszystkim WSCIEKLA, WSCIEKLA, ze musze to przezywac. Faza zaprzeczenia? W zadym wypadku. Niestety doskonale wiem, ze JA TO MUSZE CALUTKIE ZNOWU PRZEZYC SAMA.
To niech sobie ktos, kiedys przeczyta, jak bedzie w podobnej sytuacji jak ja teraz. I niech wie, ze nie ona sama czuje sie jak brudna, wymietoszona skarpetka. Nie chcial by mnie ktos uspic na nastepnych 6 tygodni, zebym obudzila sie choc troche bardziej soba? Ja tu tak bardzo nie chce byc.