Chciala bym w cos wierzyc. W cokolwiek. homeopatie, bioenergioterapie, rozdzki, wrozke albo egzorcyste. Ale nic mnie nie pociaga.
Moze Cie to zaskoczy, ale ja do niedawna ciagle sie modlilam. Nie formalnie tylko po swojemu, za to nieomal caly czas, jak tylko znalazla sie wolna chwila.
O to dziecko modlilam sie chyba jeszcze bardziej niz zwykle.
A teraz sie nie modle. Czlowiek malej wiary ze mnie. Moze. W kazdym razie po prostu cos sie skonczylo. Ta wiara sie skonczyla, moze wroci. Na razie jej nie ma.
Wczoraj bylam na wystawie i w kinie. Cel: zaprzatnac mysli. Skupic sie na czyms dluzej niz minute.
Najbardziej chyba ciagle wierze w medycyne. Ale to jest taka neutralna wiara bez przesadnych oczekiwan.
Strasznie ciezko zyc ze swiadomoscia, ze zyciem rzadzi przypadek.