Zimno mi. Ktos chyba oszalal programujac nam -13 C za oknem.
Boski zarzadzil wycieczke na stare miasto. Bylysmy na lyzwach (nawet Mloda sie nie bala), ale po chwili tak ja z zimna bolaly raczki w rekawiczkach, ze musielismy zejsc z lodowiska.
Potem biegiiem do jakiejs kawiarni na herbate zeby rozmrozic dziecko. A jako bonus Boski zaprosil nas na sushi. Najlepsze (bo 2 w zyciu w restauracji:) sushi jakie jadlam. Gosia zjadla miske ryzu i troche zupy.
No i kupilismy bilety do Pragi na wtorek. Juz sie boje. Jak bedzie tak zimno. Zawsze w nocy trwa dobra godzine zanim poskladaja pociag w Bohumine i wtedy robi sie zimno. Jak zimno bedzie teraz?
Jakby ktos cierpial na nadmiar optymizmu to poprosze. Nie jest mi smutno, nie jest mi zle, tylko jakos tak zyciowo chwilowo nie wierze w siebie. A powinnam. Wiec optymizmu poprosze lopata nasypac.