od wczoraj czuje sie tak jakby moj koniec byl bliski. Pol nocy przetrzeslam sie przykryta dwoma pierzynami i Gosia na dodatek.
Mloda kaszle, rozwazam zaprowadzenie jej do lekarza ale z moja aktualna pojemnoscia mozgu wydaje mi sie, ze jest to dosyc karkolomne zadanie. Siedzi oglada baje a ja powinnam za chwile zaczac pracowac. Jejda, ale jestem popsuta. To taka choroba, ze czlowiek wie, ze za 2 dni bedzie nowka, tylko te 48 godzin jest jakies niesamowicie dlugie.