Wieczorem wyruszam do Pragi. Czeka mnie tydzien stresow.
Najpierw wizyta u doktora od ktorej nie oczekuje zadnych specjalnie dobrych wiadomosci. Potem ostatnie 4 dni w pracy. Bede tam siedziec w kacie jak piate kolo u wozu. Jak juz skoncze pracowac bede musiala zalatwic przeniesienie numeru telefonu z firmy na mnie, zarejestrowac sie na urzedzie pracy no i byc moze odebrac od poprzedniego wlasciciela garaz, ktory niedawno kupilismy i trwaja formalnosci zwiazane z przeniesieniem praw wlasnosci.
Kolejny tydzien, ktory bym najcteniej wykasowala. Poza garazem i moze telefonem wszystko mnie przerasta. Jak mowi Boski, jestem silna i dam rade. No dam, a mam jakis wybor? Ja zawsze daje sobie z wszystkim rade. Tylko nienawidze tego procederu…