Marek Aurelisz powiedzial: “Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego nie jestem w stanie zmienić. Daj mi siłę, bym zmienił to, co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.”
Nie mielismy okazji poznac sie z Markiem osobiscie, mam jednak wrazenie, ze mowil te slowa z mysla o mnie.
Jestem mistrzem swiata w zamartwianiu sie rzeczami, ktorych nie moge zmienic. Martwie sie na wiele sposobow. Gdy przychodzi zmartwienie, cale moje jestestwo koncentruje na problemie na ktory nie mam wplywu. Budze sie w nocy i nie spie, z wariacjami typu: budze sie w nocy i sie zamartwiam. Godzine, dwie, piec. Jak ulanska fantazja pozwoli. Czasem aktywuje sie moj wewnetrzny Kubus Fatalista i medzi i zrzedzi i wymysla niesamowite konstrukcje z ktorych 90% nie ma szanse na urzeczywistnienie, choc przeciez czysto teoretycznie mogly by przeciez miec miejsce. Tuz po Kubusiu oczy otwiera niska samoocena. Bo przeciez to moja wina, ze plaga spadla akurat na mnie. Kazdy inny na to niezasluguje, bo jest madrzejszy, lepszy, albo – argument ostateczny – jest lepszym czlowiekiem! Ostatni na scene wchodzi strach. No tak, jesli A to dlaczego nie B? C przeciez tez jest calkiem mozliwe? Juuuzzz idddziiee i mniiiieee ZJE!
Wystarczylo by schylic glowe i przyjac, skoncentrowac sie na tym z czym jeszcze mozna wygrac. Ba, wystarczylo by zajac sie tylko problemami, ktore istnieja, nie ktore ewentualnie moga kiedys nastac!
Ktos potrafi?
P.S.
Taka stara jestem a taka glupia.