Sa takie dni kiedy poczucie szczescia i nadzieji zmienia sie w obawe i strach w ciagu pieciu minut. Potem znowu dobre odczucia, za chwile zle. Jak pogoda w kwietniu. Nie mam pojecia od czego to zalezy.
Skonczyl sie kolejny dzien w Pradze. Zu ladnie spala, przyzylysmy przyjemny aktywny dzien a jutro znowu same. Boski przyleci do Pragi za jakies 15 minut, wczesnie rano odjedzie z kolegami w gory. W niedziele przywiezie Gosie od babci a w poniedzialek w nocy odfruniemy do Londynu.
Kolejny dzien, tydzien, miesiac, rok w zawieszeniu. Pomiedzy radoscia bycia z dziecmi a strachem z uciekajacej mozliwosci profesjonalnego rozwoju. Pomiedzy Londynem i Praga. W pol kroku, w pol drogi. Ciekawa jestem co bedzie. I bardzo chciala bym wiedziec co chce.