Zeby nie bylo sladow. Sprawa Grzegorza Przemyka
autor: Cezary Lazarewicz
Nie pamietam kiedy ostatni raz tak plakalam przy czytaniu ksiazki.
12 maja 1983 doszlo do pobicia maturzysty Grzegorza Przemyka. Pobicie w komisariacie na starym miescie w Warszawie spowodowalo rozlegle obrazenia wewnetrzne i w konsekwencji smierc chlopaka. Ksiazka opisuje przebieg pierwotnego procesu, bedacego koncertem propagandy, matactwa i zaklamania tamtych czasow. Kolejne procesy, po zmianie systemu, nie przyniosly nic ze wzgledu na przedawnienia.
Zaden z bohaterow nie jest jednoznaczny. Grzesiu, ktory w swoim maturalnym wieku mial duzo wiecej doswiadczen wszystkiego rodzaju, niz ja w wieku lat 40. Jego matka, poetka Barbara Sadowska, ktora (co chyba bylo znakiem czasu) nie stronila od alkoholu, papierosow, imprezowania, za to od pracy troche tak, bo przeciez artystka, a do wychowywania dziecka podchodzila nawet bardziej niz w otwarty, zeby nie napisac lekkowazny sposob. Swiadek koronny Cezary F (w wieku Grzesia) kochanek Barbary, ktory w tym czasie zdarzyl juz byc w poprawczaku, wiezieniu itd itd. Do tego cala gigantyczna, polityczna machina z Kiszczakiem i Urbanem na czele.
Chlopak zginal bo mial pecha, troche dlatego, ze byl glupi (bo jak malo kto znal realia ze wzgledu na dzialalnosc polityczna matki). Taki idiotyczny, niepotrzebny, karygodny, straszny szereg zla. To sie nigdy nie mialo stac. I absolutnie nigdy nie powinno zostac zatuszowane w taki sposob. Szkoda zycia.
Kolejny raz musze napisac, ze mamy ogromne szczescie, ze zyjemy teraz a nie 30 lat temu.