Wczoraj mialam bardzo slaby dzien. Nie ma co wnikac w szczegoly, bo wiekszosc z nich byla slaba, skupie sie na spektakularnym zakonczeniu.
Okolo 17:00 Gosia przybiegla do mnie krzyczac: KUPKA! co oznacza siku. Juz posikana. Bylam zla, bo to nasza wina, ze sie zlala, bo ostatnie 2 dni darla sie kupka, ale miala pieluche, bo wiedzielismy, ze w drodze tej czy owej nie bedzie gdzie jej zaprowadzic. No to 3 dnia sie zlala.
Wzielam telefon, zeby napisac zazalenie Boskiemu a ona znowu; KUPKA. Dobra nie bede meczyc dziecka zciagnelam rajtuzki jednym szybkim ruchem a tam byla… kupka niestety. I to w formie plynnej.
Ale nie to jeszcze nie koniec. Byla ta kupka usmodrana cala od szyji w dol. Postanowilam, ze wsadze ja do wanny i wyprysznicuje. I to byl blad. Prysznic ja tak wystraszyl, ze jakims cudem wyskoczyla z wanny prosto na mnie. No i moglysmy kapac sie obie. Przyznam, ze to mnie juz zupelnie rozbroilo.
Reszta dnia byla tylko lepsza.
Za to dzisiaj rano zaczelysmy od wywalenia wszystkich korkow. Takiego, ze musialysmy zlezc na dol do pana z ochrony, zeby nam wlaczyl centralny korek, bo te w mieszkaniu byly wybite definitywnie.
Potem przyszla kolezanka z 3 letnim synkiem. Pierwszy raz widzialam Gosie tak super bawiaca sie z innym dzieckiem. Po prostu dwa diably pedzace jak Pampalini.
No i kupilismy buty dzisiaj. Szare, zimowe. Gosia wybierala z 2 par. W tych od razu odbiegla a w tych drugich tak stala i gapila sie na czubki butow. Sadze, ze bieganie oznacza zzaprobowanie wyboru.
A teraz zaczyna sie po-spaniowa czesc dnia. Koniec zgloszenia.