Po odjezdzie Babci goraczka zaczela spadac i dzisiaj juz Gosia osiagnela standardowy pulap 36,8. Zostal jej katar, na szczescie wydmuchiwanie nosa okazalo sie byc swietna zabawa, wiec i z tym pomalu dajemy sobie rade.
Wirus gugantus zaskoczony regeneracyjnymi zdolnosciami dzidziusia przeskoczyl na tatusia i mamusie i oboje z Boskim umieramy. Dla mnie kosmiczna kombinacja: 37,6-8 C, lekko bolace wszystkie stawy i naprzemiennie dreszcze lub goraca. Do tego Kolezanka poszla spac juz od 00:08 po 2 godzinach lezenia, calowania, opowiadania bajek, siedzenia na nocniku, glaskania itd itd.
Jutro bedzie lepiej:)