Nie jedziemy do Pragi. Huraaa!
Nie, nie pokielbasilo mi sie w glowie, tylko plan byl taki, ze jedziemy dzisiaj (3,5h), jutro on jedzie z Gosia do mamusi tam i z powrotem (kolejne 3h w aucie dla Gosi) a w niedziele o 13 znowu do autka i do Blavy (3,5h, jesli bedzie dobra droga). Nie lubie takiego jezdzenia na 5 minut, zwlaszcza w zimie.
W ciagu dnia zaczal padac snieg i Boski sam uznal, ze droga jednak jest dosyc dluga i niespecjalnie bezpieczna, wiec lepiej nie ryzykowac. Hurraaa!
XXX
Rano postanowilam obudzic Gosie wczesniej niz zwykle. Cucilam ja od 8:40 do 8:50. Normalnie przelatywala przez rece tak gleboko spala. W koncu sie obudzila. Humorek miala pod psem. Poszlysmy na dlugi spacer piechty. Jak juz doszlysmy do miasta to zaczelo lac. Wpakowalam ja do wozka i wrocilysmy przez chinczyka (jeszcze myslalam, ze pojedziemy wiec nie gotowalam obiadu). Obiadem podzielilysmy sie sprawidliwie. Ona zjadla caly ryz a ja cale mieso z warzywami. Jak zwykle.
o 13:10 przy akompaniamencie wrzaskow, rzucania kredkami a nawet proby rzucenia we mnie nocnikiem (no mowie, ze kurwica) poszlysmy spac. Usnela w ciagu sekundy.
O 15 wstalo inne dziecko. Usmiechniete, zadowolone z zycia, milusie.
Sowa jedna.