Nie ukrywam, ze od czasu kiedy urodzila sie Mloda, podczas usypiania czytam serwisy plotkarskie. Fascynuja mnie zarowno pomysly osob tam opisywanych jak i (a moze bardziej) komentarze czytajacych.
Ale od poczatku.
Nie mam najmniejszych problemow z zaakceptowaniem, ze niektorzy ludzie zarabiaja wrecz niesamowite sumy pieniedzy. Prawde mowiac ciesze sie, ze sa tacy ludzie, bo calej reszcie powinno to dawac nadzieje, ze moze im tez sie uda. Nie wstrzasaja mna informacje, ze Beyonce wydala na majace przyjsc na swiat malenstwo 1,5 mln USD. Skoro przychody jej i meza to ok. 100 mln USD/rocznie to co w tym dziwnego, ze 1.5% wydadza na jakies glupoty dla dziecka. Prawde mowiac dziwia mnie komentarze, ze powinni odac kase potrzebujacym. A niby dlaczego? Mowiac za siebie, tez moglabym nie kupowac Gosi kurtki powiedzmy w Zarze, ale w C&A a zaoszczedzone pieniadze oddac potrzebujacym, a jakos tego nie robie, wiec dlaczego odmawiac im Prady jesli maja taka ulanska fantazje? Zarobili sobie, to niech maja.
Ostatnio stwierdzilam jednak, ze i moja tolerancja w tym wzgledzie ma pewne granice. Przeczytalam mianowicie, ze Elin Nordegren (byla zona Tigera Woodsa) kupila posiadlosc za 12 mln USD a nastepnie kazala ja zburzyc, zeby postawic zupelnie nowy dom. Nie wiem dlaczego, ale to mnie oslabilo, bo to juz jest przyklad rozwydrzenia. Kupienie dziecku pieluch wyszywanych zlotem jakos mnie nie wzrusza, pomimo iz po uzyciu tez wyladuja w koszu. W tym wypadku brakuje mi etapu posikania.
Mysle, ze warto, choc przed samym soba, pamietac, ze sa jakies granice. Zwlaszcza jesli czlowiek takich pieniedzy nie zarobil, ale jednak tylko wyzenil.