Boskiego czeka jutro decydujace starcie. Staram sie jak moge wciagnac go spod wozu i smiem twierdzic, ze wystaje juz spora czesc. Przed chwila walnelam przez telefon taka mowe, ze nie powstydzil by sie mnie Martin Luter King.
Czas pokaze czy moje peany przyniosly oczekiwane efekty. Wierze jednak, ze jesli czlowiek idzie na jakies spotkanie jako przegrany to jest przegrany a jesli widzi pozytywne aspekty danej sytuacji (a naprawde jest ich sporo!) to wszystko skonczy sie dobrze.
Jutro od 8 do 10 rano trzymac kciuki za Boskiego.
Obecnosc obowiazkowa!
P.S.
A potem wroci do domu i go utluke 🙂