Postanowilam zrobic Boskiemu dzien dobroci dla zwierzat, wiec zaraz po wstaniu (czyli ok 9) wybralysmy sie z Kolezanka na spacer, zeby sie wyspal. Wrocilysmy o 11, ciagle jeszcze spal borok. Musial byc zmeczony tygodniem w pracy i mimo wszystko cala sytuacja.
Stres przyniosl nam goscia – przeziebienie. Pierwszy raz zaczelo sie od Boskiego (bo zwykle zaraza Gosia) a teraz wszyscy juz mamy jakies objawy (kichanie, katarek a Gosia goraczke). Ale nic to.
Pozytywne pisanie idzie mi calkiem calkiem. Pozytywne myslenie niezupelnie. Potrafie racjonalnie podejsc do problemu i nie smece juz calymi dniami ale jesli tylko emocje przecisna sie przez skorupe to wybucham w ten czy inny sposob. Dobrze, ze do Bratyslawy wraca slonce, ze sloncem smeci sie duzo trudniej niz bez niego. Wielka klepsydra przesypuje kolejny dzien, po ziarenku.