Wlasnie przez przypadek znalazlam strasznie ciekawy wpis. Zeby bylo latwiej kopiuje go u mnie, oryginal i komentarze (ktorych ja jakos na Onecie nie bardzo potrafie czytac) znajdziesz tutaj. Bardzo jestem ciekawa Waszych komentarzy. Mnie powalila burakowatosc meza i SYNA!
Catering a wojna domowa:
Zawsze przed każdymi zbliżającymi się świętami mam bóle głowy .
Od 20 lat ciągle to samo.
Każda uroczystość, czy święta odbywają się u nas, bo mamy najwięcej miejsca.
Domek odziedziczyłam po rodzicach, którzy zginęli w wypadku samochodowym, kiedy ja dopiero rozpoczynałam studia.
Po ślubie mój mąż i jego rodzina stała się moją rodziną. Myślałam, że teściowa zastąpi mi matkę. Nie ma nic bardziej błędnego. W tym roku do śniadania miało zasiąść 12 osób. Nasz syn Tomek chciał przedstawić swoją dziewczynę. Studiowali razem. Reszta gości to normalka. Dwie szwagierki z mężami i trójką dzieci .Teściowa i my.
Czytając gazetę wpadło mi w oko ogłoszenie firmy cateringowej – dania na każdą okazję także dla osób prywatnych.
To był mój plan na te święta. Skoro nikt nigdy nie wpadł na pomysł, aby zrobić święta u siebie albo chociaż spytać w czym mi pomóc, chciałam chociaż raz zrobić coś dla siebie. W tym samym dniu pojechałam pod wskazany adres, aby dowiedzieć się mniej więcej jaka jest cena i jak ma to wyglądać.
Miła Pani wręczyła mi przykładowe menu, które mogłam wzbogacić swoimi pomysłami , a resztę miałyśmy omówić następnym razem. Po tygodniu
miałam już w ręku potwierdzone zamówienie. Do moich obowiązków należały porządki i dekoracja.
Miałam trochę zaoszczędzonych pieniędzy, też pracuję zawodowo, więc niczym więcej nie musiałam się przejmować.
Męża nigdy nie interesowały takie przyziemne sprawy, bo on był stworzony do wyższych celów. Nie zadawał żadnych pytań o święta.
Zamiast spędzać czas w kuchni spędziłam go u kosmetyczki i fryzjerki.
Rodzinę na świąteczne śniadanie zaprosiłam na 9.30.
Potrawy miały być dostarczone o godzinie 9.15. Stół pięknie nakryty. Ja w całym blasku, szczęśliwa jak nigdy.
Nagły dzwonek do drzwi wyrwał mnie z marzeń. Niemożliwe stało się możliwym.
W drzwiach stała teściowa z całą resztą rodzinki.
-Tak sobie pomyślałam, powiedziała mimochodem, że 9.30 to trochę późno na śniadanie.
– Nie rozumiem powiedziałam z nutką żalu w głosie. To trzeba było coś zjeść w domu.
-Tak sobie pomyślałam, powiedziała mimochodem, że 9.30 to trochę późno na śniadanie.
– Nie rozumiem powiedziałam z nutką żalu w głosie. To trzeba było coś zjeść w domu.
Teściowa zerknęła jednym okiem do pokoju i zaniemówiła. Po chwili odzyskała jednak głos, aby spytać .
– Co? To Ty jeszcze nie jesteś gotowa.?
Proszę rozgośćcie się a za 15 minut możemy usiąść do stołu.
Punktualnie o 9.15 zaczęto wnosić moje wybrane potrawy. Boże, jak pięknie wyglądały.
– Wszystko już gotowe. Zaprosiłam do stołu. Zapadło milczenie. Wszystkim odebrało głos, tylko dzieciaki nie mogły się doczekać, aby zacząć pałaszowanie.
Nie wiem czy głos odebrało wszystkim z podziwu czy z innego powodu.
Pierwsza jak zwykle głos odzyskała teściowa.
– Ja tam nie będę jadła takiego paskudztwa – to w niczym nie przypomina domowych świątecznych potraw.
– Ja tam nie będę jadła takiego paskudztwa – to w niczym nie przypomina domowych świątecznych potraw.
Nareszcie wiem, że mam rozrzutną i leniwą synową (19 lat poszło w zapomnienie w jednej chwili).
-Idziemy! Padł rozkaz wydany przez teściową.
– Przygotujemy sobie śniadanie u mnie . Takie normalne domowe.
-Idziemy! Padł rozkaz wydany przez teściową.
– Przygotujemy sobie śniadanie u mnie . Takie normalne domowe.
Szwagrowie i szwagierki wstali jak na rozkaz, tylko dzieci nie bardzo miały chęci wracać. Nawet mój syn, Tomasz wstał i ze swoją dziewczyną ruszył za babcią – zdążył tylko powiedzieć, że to nie był akurat dobry przykład z mojej strony dla jego dziewczyny. Mój mąż Bartek siedział w bezruchu. Powiedziałam
– Ty też możesz iść , jeśli tylko masz ochotę. Wstał i poczłapał za resztą. Zostałam sama z pięknie nakrytym stołem pełnym potraw. Tak siedząc pomyślałam sobie: pomysł był wspaniały – całe święta są tylko dla mnie.
– Ty też możesz iść , jeśli tylko masz ochotę. Wstał i poczłapał za resztą. Zostałam sama z pięknie nakrytym stołem pełnym potraw. Tak siedząc pomyślałam sobie: pomysł był wspaniały – całe święta są tylko dla mnie.
Zaczęłam snuć plany – co zrobię ze Świętami Bożego Narodzenia.
Chyba wyjadę na wczasy. Dałam nauczkę całej rodzince.
Na pojednanie nie widzę szans, ale też mi już tak bardzo na tym nie zależy.
Niby dlaczego, my kobiety mamy stać w kuchni 2 dni albo i więcej?
Tylko dlatego, aby reszta była zadowolona?
Tylko dlatego, aby reszta była zadowolona?
Gdzie w szeregu nasze miejsce? Kto chociaż przez chwilkę pomyślał o nas kobietach, często i gęsto padających na nos z przepracowania?
Pomyślmy więc o sobie same.
Pomyślmy więc o sobie same.