Od jakiegos tygodnia znowu nie jestesmy z Boskim przykladnym malzenstwem. Ja mam jakis okres dracy, on ma zdecydowanie okres idacy na latwizne i efekt taki, ze na dzisiejszy wieczor wyprowadzil sie do malego mieszkanka (w tym samym budynku) a mnie pozostawil z mega jeczaca panienka i albumem do dokonczenia i odeslania.
Coz.
Nie wiem czy to jest katarem czy jakimis bledami wychowawczymi, ale Mloda jest ostatnio momentami taka jeczaca, ze ciezko z nia wytrzymac. Nawet Kolezanka, ktora sie nia zajmuje mowi, ze ja to denerwuje. Jak do tego dodamy rozterki Kolezanki, ze ona tu w domu z dziecmi a moglaby juz do pracy to mamy ladny zalazek problemu. Zobaczymy.
Do tego w pracy Boskiego jakies szalone zmiany personalne. Konkretnie odchodzi szef jego szefa. Boski oczywiscie gra twardziela, ale widac, ze podobnie jak reszta wstrzymal oddech i wystawil kolce.
U mnie tez bez zachwytow. Pozytywna wiadomosc jest taka, ze w listopadzie moj projekt byl na plus. Pierwszy raz w jego historii. Wiadomo – swieta, ale tez pewnie choc odrobina mojej zaslugi (ja sobie daje tak 10%). Zeby jednak nie bylo tak zupelnie milo dowiedzialam sie, ze pani o ktorej tu czesto pisze (ta ze zmianami humorow), w piatek (jak mnie nie bylo) dlugo wylewala zale na moego szefa. Pocieszam sie, ze moj mlody szef ma coprawda wiele wad, ale glupi zdecydowanie nie jest, co ma te zalete, ze raczej jej nie uwierzy na standardowe spiewki jaka to jest przemeczona i biedna. Jak ja lubie ludzi z diagnozowana osobowoscia graniczna. Wrr.