I znowu dzieje sie duzo, malo.
Zblizam sie do wyjazdu. W Pradze bede jeszcze niecale 2 miesiace a Boski niecaly miesiac. Nagle przestalo mi sie chciec pracowac, jakos tak walczyc, zalatwiac rozne sprawy, ciagnac ich za wlosy, zeby jeszcze jeden kroczek do przodu zrobili. Ot po prostu zaczynam sie przystosowywac do faktu, ze jestem przeszloscia dla mojego teamu. Oni dowiedza sie o tym ok 5 sierpnia.
Panna z marketingu odchodzi, zachowuje sie juz teraz makabrycznie. Jak nigdy jestem w stanie, ze gdybym miala mozliwosc rozwazala bym zaszkodzenie jej. Dla pewnosci nie pytam sie gdzie bedzie pracowac, bo za duzo znam ludzi w branzy i mogla bym jej serio zaszkodzic, a to jednak male.
W domu akurat teraz ciekawie, bo Mloda zajmuje sie Ojczym z Macocha i musze powiedziec zajmuja sie REWELACYJNIE. Mloda o 21 pozwala im odejsc na spoczynek i to tylko dlatego, ze jest w wannie i nie ma jak ich zatrzymac.
Ojczym naprawil wszystkie srubki, klamki, swiatelka to co na Boskiego czeka miesiacami. Pani ugotowala pyszny obiad. Serio i powaznie BARDZO mile zaskoczenie i ciekawy czas.
Mialam chyba jakas grype zoladkowa, ale juz wygrywam i jest git.
Atmosfera schylkowosci. Jak bedzie w tej Polsce? Jak bedzie sie odchodzilo z pracy? Swiecie, co bedzie, wiesz? bo ja jestem tylko ciekawa.