Mloda wrocila dzisiaj z przedszkola z piekna czapeczka na glowie. Byly czyjesc urodziny, byl tort, bylo super po prostu. Plakala tylko raz za to chwilke i bardzo jej sie podobalo. Musialysmy sie jeszcze wrocic po arcywazny obrazek na ktorym nic nie widac, luz blues po prostu. Przedszkole jest the best.
W domu zaraz po wejsciu zaczela sie rozbierac, a tak w polowie zapragnela siku. Zdejmujac z tej okazji rajtuzki i majty i spodnie. Na kibelek prawie wskoczyla i zaczal sie dlugi solidny… sik!
Ale spodnie i rajtuzki strasznie chciala zmienic. Hmm… okazalo sie, ze wszystko to jest troszke jakby mokre.
Dlaczego? bo jej sie zachcialo siku, a mial byc tort i czapeczki i ona NIE MOGLA isc do lazienki. Siknela tylko troszke, malutko i nikt nie zauwazyl a bylo tak super, ze nic nie powiedziala, zeby nie psuc zabawy bo przeciez bylo zupelnie fajnie! Pani nie powiedziala, bo to byl malutki, zupelnie nie godny uwagi sik.
Myslalam, ze dla odmiany ja sie posikam ze smiechu z cudnego pomyslu wysikania sie tylko troche, zeby nie psuc zabawy. Wazne, ze tort byl PYSZNY!