Kolezanka poslala mi wczoraj bardzo fajny artykul na temat zycia expatow opublikowany w Wysokich obcasach.
Nie moge powiedziec, ze dokladnie opisuje nasza sytuacje, bo my (niestety) nie jestesmy expatami. Na pewno jednak znajduje wiele analogii.
Bardzo ciekawe i warte przeczytania sa rowniez komentarze pod samym artykulem (choc dosyc ciezko sie z nimi zgodzic:)
Moze wytlumacze jakie sa roznice pomiedzy Boskim a typowym expatem.
Typowy expat przyjezdza do danego kraju na czas okreslony, zazwyczaj 3 albo 5 lat. Firma placi za wynajem jego mieszkania (albo calosc, albo jakas dostosowana do danego panstwa kwote), placi rowniez za (zazwyczaj) prywatne szkoly dla dzieci i samoloty do domu (raz albo kilka razy do roku).
Boski expatem nie jest, To znaczy, ze nikt nam za nic nie placi. Z drugiej strony pensje ma rozsadna a kontrakt na czas nieokreslony. To jednak oznacza, ze mozemy sie przeprowadzac czesciej niz raz na 3 do 5 lat, jak najpewniej bedzie to mialo miejsce tym razem, albo zostac na dlugo.
O jakie problemy ludzi ”w drodze” artykul zahacza (z mojego punktu widzenia):
– WYRWANIE Z KORZENIAMI – zeby przezyc ciagle w nowym i nowym kraju trzeba byc nomadem. I ja jestem troche nomadem. Jak przychodzi czas, dostaje pudelka i systematycznie pakuje wszystko co mamy, bo lubie w tym miec jakis system. Potem przychodza panowie, pakuja to czego mnie sie nie chcialo i Boski rozpakowywuje to na nowym miejscu.
Jestem nomadem. Nowe miejsce mnie nie przeraza. Powsciekam sie po informacji o nowej destynacji a potem jak czolg sokojnie wymysle logike przedsiewziecia.
Tylko, ze jestem nomadem autystycznym. Poznanie nowych ludzi zajmuje mi miesiace jesli nie lata. Na Slowacji spotykalam sie moze z 5 osobami. I to osobami, ktore znalam z czasow pracy dla slowackiej firmy. Potem znalam juz panie ze sklepu i targu a nawet jakas pania z parku, ale to nie przyjaznie to znajomosci. Dzis juz nie wiem jak wygladaly. Gdzie bym nie byla, to do Pragi jade sie nagadac.
Inna sprawa (tym razem pozytywna), ze takie nomadztwo bardzo domyka rodzine. Gdybym nie LUBILA Boskiego to bym na pewno nie wytrzymala. Na szczescie my sie nie mozemy nagadac. Mowimy ze soba conajmniej 3 razy jak jest w pracy i pol wieczora. Po czasie nie za bardzo nam trzeba osob trzecich. Choc jak sa, jak tutaj w bliskosci Lodzi, to jednak milej.
W nowym kraju wszystko jest inne. Inaczej robi sie zakupy, inaczej idzie do lekarza (a to istotne jak sie ma dzieci), inaczej podrozuje. I wszystkiego trzeba sie nauczyc. To co ”u siebie” jest oczywiscie, nagle zaczyna zabierac 3 razy wiecej czasu i stresu.
I nie ma komu sie wyplakac w rekaw, albo chocby ponabijac z codziennych trudnosci. Bo przyjaciele z miejsc, ktore zostaly daleko sa niedostepni i wiezy stopniowo sie rozluzniaja, a ci na miejscu (jesli sa) nie bardzo czuja blusa.
– STRATA PRACY – bo przeciez tylko jeden przyjezdza do nowego kraju robic kariere. A ten drugi (zwykle kobieta) nagle zostaje wyciagniety z wiru zadan i wlozony do prozni. Zaraz sie odezwa glosy, ze przeciez ona, pewnie wyksztalcona, moze sobie znajezc jakas prace. Tylko, ze ona nie miala przed odjazdem JAKIEJS pracy. Ona czesto byla szefem dzialu, albo firmy. Bo umowmy sie ten expat zwykle nie jest glupi i nie ma glupiej zony. Wiec ona nie chce znalezc jakies pracy, bo sie tam nie bedzie realizowac a z glodu raczej nie umra. Kariere mozna oczywiscie wybudowac od poczatku, tylko ile razy chce sie budowac wszystko od poczatku? Do tego w innym srodowisku kulturowym, w innym jezyku i co 3 lata? itd itd
Jest jeszcze oczywista obawa. Co jesli jego z jakiegokolwiek powodu nie bedzie. Dam rade wstac (w kwestii pracy) jak fenix z popiolu?
– STAGNACJA – w komentarzu pod artykulem ktos pisze, ze nie moze znalezc empatii dla tych kobiet, bo przeciez ona biedna ma 26 lat a mieszka w malutkim mieszkanku i nie stac jej na nic. Za to ma tyle niezrealizowanych pasji. Oczywiscie tylko dlatego, ze nie ma czasu i/lub kasy. I gdyby ona miala tyle czasu i srodkow to by zrobila tyyyyle fantastycznych rzeczy i kursow.
Coz, gratuluje. Jak mialam mniej wiecej 26 lat mieszkalam z Boskim w czyms pomiedzy mieszkaniem i piwnica a nasz jedyny majatek stanowi: materac, gitara i wieza, ktora dostalam na 18 (nie przesadzam!). I wlasnie pakowalam sie na staz do Nevady, zeby pracowac na recepcji w hotelu i w koncu doprowadzic angielski tam gdzie chcialabym go widziec. Taki wiek.
Teraz nie mam juz niestety 26 lat, mam za to Gosie i rzeczywiscie 6 godzin czasu pomiedzy zaprowadzeniem jej do przedszkola i odebraniem z niego. Rzeczywiscie moglabym ten czas wykorzystac na nauke gry na skrzypcach, doskonalenie sie w 3 jezykach i chodzenie po linie. Niestety jakos tego nie robie.
Czytam ksiazki, sprzatam, gotuje, robie zakupy, piore, prasuje, komunikuje z bliskimi – z kazdym momencik, bo przeciez jest zajety. Zawsze tak mam przez jakis czas po przeprowadzce do nowego kraju (poza Czechami). Zanim posune sie gdzies dalej musze sie rozkokosic. Musze sie poczuc u siebie. Teraz juz znam pania z piekarni, kiosku, pana z warzywniaka, recepcjoniste, ksiegarza i to jest dobry moment, zeby wyjsc ze skorupki. Tylko, ze za chwile sie przeprowadzamy…
Goraco podziwiam tych, ktorzy od dnia D w nowym miejscu potrafia czerpac z zycia garsciami. Kochana 26 latko, z perspektywy paru lat pozniej napisze: powaznie czym dalej w las tym mniej ci sie chce zaczynac wszystko od nowa, zamiast tego zaczynasz wytwarzac wlasny swiat, albo zasady, ktore z zewnatrz moga sie wydawac troche nudne i malo aktywne. Ten swiat czasem jest cudowny a czasem (zwlaszcza na poczatku) depresyny. I powaznie nie ma co oceniac odczuc 40 letniej Francuski w Warszawie, bo ona zyje w bardzo innej bajce.
ZALETY:
Zeby nie bylo zycie expata czy nomada ma rowniez wiele zalet! Mozliwosc poznawania nowych kultur, jezykow (dzieci!), po czasie kokoszenia rowniez nowych ludzi. Czlowiek staje sie taki jakis wewnetrznie spokojniejszy. Juz go tyle rzeczy nie dziwi. Artykul w wysokich obcasach mowi jednak o slodko-kwasnym zyciu wiecznych emigrantow i do tego chcialam nawiazac w dzisiejszym wpisie.
Czasem mam wrazenie, ze pisze ciagle ten sam wpis adresowany do czytelnika ale nie mniej i do mnie. Wpis o tym, zeby nie oceniac czegos czego nie mozemy zrozumiec, bo wiekszosc rzeczy na tym pieknym swiecie zalezy od perspektywy z ktorej sie na nie patrzymy.