W jednej sprawie Boski ma racje, ciagle sie czegos boje. W zyciowych sprawach (poza praca) zyje nieustannie w stresie i spodziewam sie, ze jutro to juz na 100% nastanie armagedon.
I teraz akurat zyje w ultrastresie z powodow wielu:
1. Dzidzius nie przybral na masie w ostatnim tygodniu. Nic. Zupelnie nic. Mleko jest. Dzidzus wesoly, zadowolony ale je najwyrazniej za malo.
2. Wczoraj byl szczepiony (hurra w koncu!) a jutro robimy impreze pozegnalna dla Gosi i oczywiscie boje sie, ze dzieci przyniosa jakiegos mutanta a ona ma oblizona odpornosc
3. Zbliza sie 3 miesiac Zuzi. To ma wielka zalete – po 3 miesiacy choroby dzieciece zaczynaja byc typowe (przynajmniej w teorii) wiec nie posylaja dzieci z byle glupota do szpitala. Ma to rowniez wade – potencjalny kryzys laktacyjny – co biorac pod uwage jej podejscie do jedzenia (viz punkt 1) jest bardzo mozliwe… do tego bede akurat sama wiec brak mozliwosci odpoczynku. No i ta drobnostka… przepowadzka
4. Zaczynamy przeprowadzke. Po drodze 2 tygodnie dziecmi sama w Pradze, plus szczepienia obu. Miejmy nadzieje, ze bez efektow ubocznych
5. 10.4 lecimy do Londynu. Ja sama z pastuchami. Czyli jak wysiade bede miala 2 dzieci w tym jedno w foteliku, torbe podreczna i z 2 walizki. Juz teraz sie boje
6. Wypadaja mi wlosy. Wiem, ze po porodzie to normalne. Ale u mnie to nie wyglada jak po porodzie, ale jak po chemioterapii. Doslownie unikam mycia wlosow bo wanna jest pelna! Moze jakies rady, pomysly?
Mogla bym tak pisac i pisac. Zamiast tego ide uspac malego smoka. Do przeczytania. Moze przed a moze juz po 🙂