Boski ma w pracy konferencje. To znaczy, ze przyjezdzaja do Londynu specjalisci od inwestycji z calej Europy. Zwykle w dni kiedy odbywa sie taka inwestycja nie ogladam go w domu przed polnoca. Wczoraj powrocil o 20:55 zeby sie zapytac czy moze zaprosic do domu kolezanke. No, moze, tylko co ja im dam do jedzenia? Cos malego wystarczy. Taa a jaka to roznica jak juz trzeba robic a nie bardzo jest z czego? Polecial po kolezanke i o 21:20 dostali na
štol co nastepuje: – lososia usmazonego na másle a do niego gotowane, mlode, malutkie ziemniaki, baby pomidorki duszone na oliwie z oliwek, szpinak. Smakowalo. Cud niebianski, ze mialam tego lososia! Nastepnym razem przygotuje cos programowo. 21 to nie latwa godzina na ogarniecie chaty z gotowaniem, bo Gosia powinna juz spac a Zu zwykle akurat wyje. Jakos sie událo, uff…..