Lot byl bezproblemowy. Mloda slicznie sie bawila a potem usnela. Wyszlismy z samolotu i zaczely sie schody:
1. Tak dlugo czekalysmy na kontrole paszportowa, ze w taxowce Mlodej skonczyly sie sily i darla sie cala droge i jeszcze z godzine po przyjezdzie. A pluca ma zdrowe…
2. Rano rozlozylam nowy, piekny wozek, ktory dla bezpieczenstwa wiozlam w oryginalnym pokrowcu ochronnym zakupionym na te okazje i okazalo sie, tak nim rzucali, ze skrzywili kolko. Bylo non stop zablokowane hamulcem. Linie lotnicze (Ryanair) reklamacji nie uznaja bo wyszlam z lotniska (z 2 dziecmi, 2 walizkami, torebka, plecaczkiem, fotelikiem dla Zu, kocykiem, kurtka i pierdylnym futeralem z wozkiem w srodku), Bugaboo nie uznaje, bo to mechaniczne uszkodzenie…
Boski zalatwil, ze mi je jako tako naprawil konserwator budynku w ktorym mieszkamy. Jezdzi ale nadal jest krzywe
3. Dzis mialam miec rezonans magnetyczny. Na ktory umowilam sie przed miesiacem. Popsul sie. Mam dzwonic w piatek
4. Lekarz potwierdzil… ze mam dziure w brzuchu. Po porodach mojich sporych dziewczyn rozeszly sie mi lekusko miesnie proste i juz nigdy nie zejda. I co teraz? Jeszcze nie wiem… Mam skierowanie na rehabilitacje, tylko tam maja urlop wiec moze w poniedzialek sie umowie… W kazdym razie nie chce juz zawsze wygladac jakbym byla troszke w ciazy!
5. Nie mialam odwagi poprosic o skierowanie w zwiazku z bolaca noga. Czemu? Bo jestem debilem. To duzo wazniejsze niz dziura w brzuchu a ja sie balam i nic nie powiedzialam.
6. Z tego wszystkiego mialam isc wczoraj na
szczepienie z Zu i totalnie zapomnialam! Pomylilam terminy. Na szczescie lubia nas u pediatry i przyjeli dzisiaj (pisane w srode)
Dziw, ze sie nie piclam.
Zeby nie konczyc smutno, ku milej pamieci: Zu ma 6,5 miesiaca 8100g i 71cm czlowieczka.