W drodze do Pragi maszyna losujaca wybrala dla nas miejsca w pierwszym rzedzie. Konkretnie 2D i 2E. Fajne, bo ma sie jednak troche wiecej miejsca na nogi. I nie fajne, bo jak jest uliczka to tym trudniej przekonac malego czlowieczka, zeby siedzial na kolanach. No i teoretycznie nie mozna niczego klasc na podlodze, a to przeciez niewykonalne jesli czlowiek ma celowo torbe pelna zabawek. W kazdym razie niedlugo po nas na miejscu 2F usiadl murzyn. Jak sie okazalo bardzo przyjemny czlowiek. Zu natychmiast wyruszyla na wedrowke w jego kierunku … i poza startem, ladowaniem a potem chwila na usypianie i spanie spedzila u pana na kolanach wiekszosc czasu. Nie wiem jak sie ten gosc nazywal, co robil ani w jakim kraju mieszka. Mowil dobrze po angielsku i slabiusko po czesku. Prawde mowiac to ze mna nie gadal, gadal tylko ze Zu. Mnie tylko powiedzial, ze za miesiac urodzi mu sie dziecko wiec z przyjemnoscia potrenuje chwile na moim. Moje dziecko 300 razy wlozylo i wyciagnelo broszuki z koszyczka na boku samolotu, 200 razy wstalo i wskoczylo panu na kolana, sprawdzilo czy ma zeby, potarmoscilo za wlosy i wyrazilo opinie na kazdy temat, ktorej nikt nie zrozumial. Ja mialam czas myslec o wszystkim co mnie czeka w Pradze i jakos to sobie ukladac w glowie. Do tego oczywiscie zajmowac sie Gosia, ktora chyba z wieczornego zmeczenia, tez byla bardzo marudna. Dolecielismy. Podziekowalam bardzo panu. I wyszlysmy z samolotu.
Wczoraj komputer pokladowy zdecydowal, ze bedziemy siedzialy na miejscach 7A i 7B. Chwile po naszym wejsciu do naszego rzedu podszedl nasz MURZYN! Co obydwoje skwitowalismy atakiem smiechu. Polowe drogi do Londynu Zu spedzila na rekach swojego znajomego, pokazala mu ksiazki, nakarmila ciastkami i mandarynka i znowu do mnie wrocila tylko na sen.
Dla mnie bylo to wybawienie, bo zajac takiego malego kurczaka, do tego w komplecie z zazdrosna siostra (ktorej zazdrosc od tygodnia przezywa druga mlodosc) to nie lada sztuka. Pan byl mily, uczynny i jakos tak zaczarowal ta mala dziewczynke, ze bardzo chetnie siedziala u niego na kolanach. Potem jeszcze potrzymal Zu jak ja rozkladalam wozek pod drabina z samolotu a potem odszedl a ja nadal nie wiem kto to byl.
I niech mi ktos mowi, ze nie ma czegos takiego jak aniol stroz! Jest! Tylko czasem jest czarny, samozwanczy i nic o nim nie wiemy. Najwazniejsze, ze pomaga we wlasciwym momencie 🙂