Mam nowe okulary, chyba ladne. To znaczy okulary to ladne sa, tylko sama do siebie w nich nie jestem przekonana.
Wybieralismy okulary (Boski tez ma nowe) u jakiegos “hogo fogo” optyka polecanego przez kolege Boskiego.
Na poczatku pokazywal mi takie wielkie, plastikowe oprawki co teraz maja wszyscy. Powiedzialam panu, ze takich z cala pewnoscia nie chce. Boski mnie ofukiwal, ze mam byc milsza. Zu skalala po mnie a Gosia ciagnela za rekaw, ze cos bardzo chce. Jak dla mnie wszystko tylko nie komfort wyboru, zwlaszcza dodajac do tego bardzo przekonanego o svých racjach, rozgadanego sprzedawce.
W koncu costam wybralam. I nie sa zle, tylko chociaz Boski lekko sie posikuje jak slyszy nazwisko designéra, to mojim zdaniem dupy nie urywaja.
Wieczorem po raz n-ty w zyciu mowilam Boskiemu, zeby mnie nie wmanewrowywal w takie zakupy, bo to ja musze czuc sie sliczna a nie pan sofistykowany sprzedawca mowic, ze okulary sa piekne. I to ja zostaje z zakupem, natomiast pana byc moze, nie zobaczy juz nigdy. Efekt? Zgodny z oczekiwaniem.
Znowu poklocilismy sie jak psy, bo przeciez ja jestem nienormalna itd itd on mnie wcale do niczego nie zmuszal. On sie za mnie na poczatku wstydzil, bo nie musialam mowic, ze nie chce tego wzoru w ten sposob.
Taa. Ja sie wstydze, ze po raz kolejny szlam na niechciany kompromis. Powinnam byla zorganizowac to jakos inaczej, isc bez dzieci i wybierac dluzej i olac to co mysli Boski na temat mojego sposobu komunikacji. Byc moze pan sprzedawca postaral by sie bardziej.
Zawsze w takich sytuacjach mysle o filmie o blondýnce, kiedy przed sadem tlumaczyla, ze zrozumiala, ze zla fryzura, ktora zrobil jej fryzjer to jej wina, bo nie powiedziala dokladnie co chce. Ja mowilam, ale za malo.
Jeszcze raz, okulary nie sa zle. Po prostu mysle, ze gdybym miala wiecej czasu, mniej dzieci na rekach i Boskiego do pomocy z nieco wieksza doza reflexi a mniej na kolanach przed designerem, wybrala bym chyba jednak inne.
Czlowiek uczy sie na bledach.